Gazeta piórem Andrzeja Stankiewicza opisuję osobę Mateusza Piskorskiego, który w lutym powołał partię Zmiana. To ma być nowa, lepsza Samoobrona. Za polityczny cel Piskorski stawia "odbudowanie relacji z Federacją Rosyjską, które były na dobrej drodze do chwili początku kryzysu ukraińskiego". Tak przynajmniej powiedział w rozmowie z rządowym rosyjskim serwisem informacyjnym "Sputnik". Jak czytamy, Piskorskim interesuje się ABW. Powód? Szef partii Zmiana niemal wprost oskarżany jest przez władze o działanie wbrew polskiej racji stanu. Zajmowała się nim już i prezydencka Rada Bezpieczeństwa Narodowego, i sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. Kluczową kwestią są pieniądze. Polskie prawo zabrania finansowania partii ze środków zagranicznych. Dlatego ABW czeka na pierwsze przelewy na konto Zmiany - czytamy. Nie trudno się domyśleć, skąd miałyby pochodzić pieniądze. "Rzeczpospolita" przypomina również dotychczasową polityczną karierę Piskorskiego - nieformalnego rzecznika Kremla w Polsce. Polityczną przygodę zaczynał na początku lat 90. w neopogańskim stowarzyszeniu Niklot. Odrzuca ono chrześcijaństwo jako żydowski spisek i przywraca kult słowiańskich bóstw. Później, po krótkim flircie z PSL, trafił do Samoobrony i w 2005 roku dostał się do Sejmu. Przez dwa sejmowe lata w Sejmie nie błysnął - czytamy. W 2014 roku Piskorski był jednym z tzw. międzynarodowych obserwatorów krymskiego głosowania w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji. Rosja ma grupę takich dyżurnych polityków z ekstremistycznych ugrupowań w krajach UE, którzy służą za pożytecznych idiotów firmujących fikcyjne wybory w krajach dawnego ZSRR - pisze "Rzeczpospolita".