"Takiej kampanii w historii polskiej polityki jeszcze nie było. Dwa tygodnie przed wyborami SLD wypowiada wojnę własnej kandydatce na prezydenta" - pisze w "Rzeczpospolitej" Andrzej Stankiewicz. Według informacji gazety, w Telewizji Polskiej zamiast spotów promujących Magdalenę Ogórek zobaczymy puste plansze. Dlaczego? Bo SLD nie zapłacił za produkcję spotów kandydatki. "Ta sytuacja symbolizuje stan relacji między SLD a jego kandydatką" - czytamy. Jak pisze "Rzeczpospolita", partia weszła na wojenną ścieżkę ze swoją kandydatką. Na lewicy zdumienie budzi to, że Ogórek uważa się za kandydatkę niezależną i robi wszystko, aby się odciąć od SLD - nie chce nawet zadeklarować, że w przeszłości głosowała na lewicę. Kilkanaście dni temu doszło do spotkania ostatniej szansy Ogórek z Leszkiem Millerem. Lider SLD przedstawił jej ultimatum: ma wykonać gest wobec twardego, postkomunistycznego elektoratu lewicy. Usłyszał odmowę. Ogórek uznała, że nie będzie wychwalać twórców stanu wojennego. W tej sytuacji we władzach partii zapadła decyzja, aby zakończyć zaangażowanie w kampanię Ogórek - pisze "Rzeczpospolita". Według informacji gazety, niepokorna postawa Ogórek spowodowała, że do skutku nie dojdzie żmudnie przygotowywane przez lewicę spotkanie z samym Władimirem Putinem. To miał być "hit" kampanii wyborczej. Dodatkowo sztab Ogórek nie spotkał się z nią od kilku tygodni, włodarze SLD zapowiedzieli też jasno, że nie dadzą już na kampanię ani grosza. A do zapłacenia są faktury na kilkadziesiąt tysięcy złotych. "Nie damy już ani grosza na tę kampanię. To, co robi Ogórek, to kompletne nieporozumienie. Na jej działaniach tracimy, a nie korzystamy. Ona może doprowadzić do tego, że jesienią SLD nie dostanie się do Sejmu" - wścieka się na łamach "Rzeczpospolitej" ważny polityk SLD.