Oferta dotyczy nie tylko lidera PiS, ale także premiera Węgier - pisze "Rzeczpospolita". "Sądzę, że możemy współpracować w wielu punktach. Jeśli jutro będę prezydentem, podejmę debatę z panem Orbanem nad tym, co wydaje nam się w Unii niedopuszczalne, co jest nie do tolerowania w dzisiejszym sposobie działania UE. Taką samą ofertę złożę panu Kaczyńskiemu. Z pewnością nie będziemy we wszystkim zgodni. Ale przecież po to każdy kraj jest wolny i suwerenny, aby bronić własnych interesów" - powiedziała "Rzeczpospolitej" liderka Frontu Narodowego. Jej zdaniem, "partnerem" w rozmontowaniu Wspólnoty może też być premier Wielkiej Brytanii Theresa May. Płaszczyzny porozumienia W czasie spotkania w Paryżu z dziennikarzami różnych mediów europejskich, w tym "Rzeczpospolitej", Marine Le Pen wymieniła przynajmniej dwa punkty, gdzie może na początek porozumieć się z polskim rządem. Pierwszy to spór z Brukselą o Trybunał Konstytucyjny. "Krytykę, którą formułuje się wobec Polski, trudno nie uznać za ingerencję polityczną w wewnętrzne sprawy kraju" - uważa liderka "FN". O porozumienie będzie też jej zdaniem łatwo, gdy idzie o wstrzymanie podziału uchodźców między kraje Unii, czemu sprzeciwia się Polska, ale też inne kraje Grupy Wyszehradzkiej. "Unia chce sankcji wobec krajów, które nie zaakceptowały uchodźców, ich rozdziału (między państwa UE - przyp. red.). Pada nawet kwota 250 tys. euro za każdego imigranta. To jest szaleństwo, to musi się skończyć" - powiedziała Le Pen. Będzie Frexit? Marine Le Pen zapowiedziała, że po ewentualnej wygranej w wyścigu prezydenckim będzie negocjować z Brukselą, by odzyskać "cztery suwerenności" narodu: terytorialną, gospodarczą, monetarną i prawną - czytamy w "Rz". Jeśli Bruksela nie zgodzi się na jej postulaty, Le Pen ma zaapelować o Frexit. Wizja Le Pen zakłada wyjście ze strefy euro i przywrócenie kontroli na granicach. Współpraca miałaby obejmować jedynie policję, wywiad, czy służby sanitarne - pisze Jędrzej Bielecki w "Rz". Jak przyznała Le Pen, "tak luźna Unia może nawet objąć Rosję". Szanse Le Pen w wyścigu prezydenckim Marine Le Pen jest właściwie pewna przejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji, która odbędzie się 7 maja. Tu sondaże dają jej na razie maksymalnie 45 proc. głosów. Ale zdaniem wielu ekspertów może się to zmienić, jeśli wielu wyborców zawiedzionych jej kontrkandydatem nie pójdzie głosować i frekwencja spadnie do ok. 50 proc. - pisze "Rz".