Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wyjaśnił, na czym dokładnie ma polegać proces "cywilizowania działania opozycji". "W wielu krajach opozycja jest zinstytucjonalizowana. W Polsce, szczególnie w poprzedniej kadencji, panowało całkowite lekceważenie opozycji. Ludzie nie rozumieją, że opozycja pełni bardzo ważną rolę. Osoby, które kierują formacjami opozycyjnymi, mają bardzo niski status, jeśli chodzi o precedencję..." - sprecyzował lider PiS. "Dyskurs na poziomie czystego szaleństwa" Jednocześnie zaznaczył, że będzie dążył do przyznania "specjalnego statusu" organizacjom opozycyjnym. "Uważam, że powinni zostać specjalnie wyposażeni" - uszczegółowił. Dopytywany, czy chodzi o "prawo do biura, limuzyny czy jakieś inne przywileje, zaznaczył, że sprawę trzeba jeszcze przemyśleć. "Osobiście uważam, że lider opozycji powinien mieć taki status jak wicepremier. Takie rozwiązania należy wprowadzić i wierzę, że przyczynią się do tego, że dyskurs polityczny w Polsce dzięki temu się zmieni. Dziś on jest na poziomie czystego szaleństwa" - zaakcentował. W kontekście wprowadzania zmian i otwierania przy tej okazji pól do konfliktu Jarosław Kaczyński wskazywał, że wina leży nie po stronie PiS, ale opozycji. "Te fronty otworzyli nasi przeciwnicy. Choćby ten najbardziej znany: kiedy oni wybierali przez dwie kadencje nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, na miejsce tych, którym kończyły się kadencje, to nikt nie robił z tego problemu. Wszyscy uważali, że to normalne, a oni postanowili jeszcze wybrać następnych, których kadencje kończyły się już po wyborach. Nie zgodziliśmy się na to i mieliśmy do tego prawo. Bo chodziło o zablokowanie naszych przemian, naszej władzy. Cała awantura, także międzynarodowa, wynika właśnie z tego" - zaznaczył. "Piotorowicz nikomu nie zrobił krzywdy, a dwóm osobom pomógł" Lider PiS w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" odniósł się również do burzy wokół posła Stanisława Piotrowicza i podkreślił, że nie jest on obciążeniem dla PiS. "Wiem dobrze, jako działacz Komitetu Helsińskiego w PRL, że wielu sędziów i prokuratorów nam pomagało. Ówczesny minister sprawiedliwości organizował specjalne narady, na których udzielał reprymend nie dość gorliwym. Krzyczał na nich za to, że działają zbyt wolno, że odstępują od trybu doraźnego. Tłumaczenia posła Piotrowicza wydawały mi się więc wiarygodne. Dziś, kiedy wiem więcej na ten temat, wiem, że tak po prostu było. Nikomu nie zrobił krzywdy, a dwóm osobom pomógł" - argumentował. Kaczyński: Nie jestem premierem, ani dyktatorem Jarosław Kaczyński był też pytany o powrót na stanowisko szefa gabinetu politycznego i rzecznika prasowego MON Bartłomieja Misiewicza. "Proszę o to pytać ministra Macierewicza. Ani nie jestem premierem, ani dyktatorem, nie wszystko, co się dzieje, musi mi się podobać" - oświadczył. "Nie mam aż takiej władzy, a nawet gdybym ją miał, to musiałbym uznać, że ministrowie o dorobku takim jak <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a> powinni mieć pewien poziom autonomii. Ale to od państwa się dowiedziałem, że pan Misiewicz powrócił" - mówił.