Jak piszą w "Gazecie Wyborczej" Wojciech Czuchnowski i Renata Grochal, dymisjonując ministrów i skłaniając do rezygnacji marszałka Sejmu Ewa Kopacz chciała nie tylko pozbyć się ludzi obciążonych nagraniami w aferze podsłuchowej, ale i zabezpieczyć na wypadek wypłynięcia kolejnych nielegalnych nagrań. "Jest tysiąc plotek o tym, że są następne nagrania, które mają być odpalone w kampanii parlamentarnej. Dlatego Kopacz uznała, że musi się od tego odciąć" - komentuje na łamach dziennika bliski współpracownik szefowej rządu. "Ci ludzie, którzy zostali nagrani, nie mają oczywiście zarzutów, ale bicie się cały czas z taśmami uniemożliwiłoby funkcjonowanie rządu" - dodaje informator "Gazety Wyborczej". Najbliżsi współpracownicy Kopacz są przekonani, że upublicznienie materiałów ze śledztwa było politycznie inspirowane przez PiS, który przez całą kampanię parlamentarną będzie "strzelał zza węgła" - czytamy. Z kolei źródła w prokuraturze przekonują, że "taśmy" i akta rozpowszechnia biznesmen Marek Falenta. Więcej w "Gazecie Wyborczej".