Przypomnijmy, że prokuratura ma posiadać dowody wręczenia Gawłowskiemu korzyści majątkowej w postaci luksusowego apartamentu w Chorwacji. Poseł PO miał zakupić mieszkanie od zamieszanego w aferę melioracyjną biznesmena. Prokuratura twierdzi, że nie doszło do komercyjnego zakupu nieruchomości, ale właśnie do wręczenia Gawłowskiemu łapówki za pomocą osób trzecich. Poseł PO odrzuca oskarżenia o udział ustawianiu przetargów. "Melioracja mi nie podlegała. Wszyscy moi podwładni potwierdzą, że nie tolerowałem powoływania się na mnie. (...) Nikt mi nie dawał łapówek" - przekonuje na łamach "Newsweeka". Przypomnijmy, że apartament w Chorwacji został sprzedany teściom syna Gawłowskiego, którzy - według ustaleń śledczych - nie posiadali na to środków. To miała być ukryta łapówka dla Gawłowskiego. Ten twierdzi jednak, że teściowie syna mieli pieniądze na nieruchomość. "Przecież ci ludzie pracowali przez całe życie. Przez 40 lat nie można sobie odłożyć 200 czy 300 tysięcy złotych? Dlaczego nie mogli wydać pieniędzy na mieszkanie w Chorwacji? Skąd założenie, że byli mi potrzebni do jakiegoś procederu korupcyjnego? Mnie przecież stać na apartament" - przekonuje. "Ludzie, którzy mnie pomawiają, sami mają kłopoty z prawem i szybko dostają propozycję zostania świadkami koronnymi" - mówi tygodnikowi. Cały wywiad w dzisiejszym "Newsweeku".