Za pociski manewrujące AGM-158 JASSM Polska zapłaci około 850 milionów złotych, czyli równowartość 250 mln dolarów. Mają one wzmocnić siłę rażenia samolotów F-16. Polskie władze od kilku dni z entuzjazmem mówią o nadziejach, jakie w nowoczesnym uzbrojeniu F-16 pokłada nasza armia. Szef Sztabu Generalnego WP gen. Mieczysław Gocul stwierdził, że "jeśli będziemy mieć pociski JASSM, a w Polsce pojawią się 'zielone ludziki', to możemy przerwać tę zabawę i uderzyć w miejsce, które decyduje o ich wysyłaniu"."Problem jednak w tym, że w przypadku wybuchu konfliktu z Rosją pociski JASSM mogą w ogóle nie być wykorzystane" - podaje dziennik i cytuje wypowiedź Wojciecha Łuszczaka, wydawcę miesięcznika "RAPORT - Wojsko Technika Obronność", który twierdzi, że broni "nie da się wystrzelić z niczego innego niż samolot, a rozmieszczone tylko na dwóch lotniskach, w Łasku i Krzesinach, F-16 mogą być unicestwione w trzy minuty. Na przykład przez rakiety 'Iskander' z Kaliningradu". Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski" zwraca uwagę, że przy maksymalnym zasięgu rażenia, wynoszącym 370 km, pociski JASSM mogą sięgać celów co najwyżej w obwodzie kaliningradzkim. "Nie sądzę, że tylko z powodu zakupu nowych rakiet Rosja przestraszy się Polski. Może gdyby posiadały głowice jądrowe..." - mówi "Dziennikowi Polskiemu" Andrzej Kiński, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej". Jego zdaniem zakup nowego uzbrojenia dla F-16 wpisuje się jednak w ciąg zdarzeń, które mają pokazać przygotowanie NATO na ewentualny konflikt. "DzP" podkreśla, że kontrowersje budzi też cena, jaką Polska ma zapłacić za pociski. Kilka tygodni temu Departament Stanu USA informował, że nie będą droższe niż 500 mln dolarów. "Cenę udało się zbić o połowę po tym, jak podnieśliśmy raban, że jest za wysoka. Ale wciąż pociski dla Polski są pięć razy droższe niż te, które kupuje amerykańskie lotnictwo - wyjaśnia Wojciech Łuczak. Pociski manewrujące to pieniądze wyrzucone w błoto? Wypowiedz się!