Informacje te - jak podaje "Wprost" - miały zostać przekazane polskiej Służbie Bezpieczeństwa. Taki wniosek płynie z akt wysokiego rangą agenta Stasi o pseudonimie Berndt Dorst, który działał w latach osiemdziesiątych na jednym z humanistycznych wydziałów gdańskiej uczelni. Berndt Dorst - jak informuje tygodnik - był niemieckim pracownikiem naukowym z Magdeburga, który przyjechał do Polski w ramach wymiany naukowej. Do akt dotarli Kazimierz Michalczyk i Jadwiga Chmielowska, byli działacze Solidarności Walczącej, a obecnie członkowie polskiego projektu badawczego w Urzędzie Gaucka, niemieckiej instytucji zajmującej się archiwizowaniem akt Stasi. - Berndt Dorst i jeden z prowadzonych przez niego tajnych współpracowników zalecali swoim oficerom wykorzystanie całej tajnej agentury Stasi na Pomorzu do rozpracowania Uniwersytetu Gdańskiego - mówi Chmielowska. Agenci Stasi - jak donosi "Wprost" - uważali, że przeprowadzenie akcji jest konieczne, bo na uczelni panują nastroje prosolidarnościowe. Z akt Berndta Dorsta wynika, że sympatykami Solidarności byli m.in. rektor i prorektor ds. studenckich UG, na uczelni można było łatwo dostać podziemną "bibułę", a część studentów pozdrawiała się nawet znakiem "v". Treść akt, do których dotarli badacze, nie pozwala odpowiedzieć na pytanie, dlaczego przełożeni Berndta Dorsta nie zgodzili się na przeprowadzenie akcji. - Ale faktem jest, że gdyby do niej doszło, informacje natychmiast trafiłyby do SB, co mogłoby mieć przykre konsekwencje dla kierownictwa uniwersytetu - uważa.