Do tragedii doszło w poniedziałek rano na szkolnym korytarzu. Chłopiec spieszył się na lekcję, bo było już po dzwonku. Nagle, gdy miał już wejść do sali, zrobiło mu się słabo - informuje "Gazeta Wyborcza". Zachowanie 12-letniego Łukasza zaniepokoiło innego ucznia, który również spóźnił się na lekcję. Łukasz siedział na schodach bez ruchu i nie reagował na żadne pytania, dlatego jego kolega zaalarmował szkolną pielęgniarkę. Po drodze o pomoc poprosił też sprzedawczynię ze sklepiku, która wezwała pogotowie. Do czasu przyjazdu karetki, 12-latka reanimowała pielęgniarka, potem akcję ratunkową kontynuował lekarz pogotowia - informuje gazeta. Jednak podejmowane próby nie dawały żadnego rezultatu. Chłopiec wciąż był nieprzytomny, dlatego przewieziono go karetką do szpitala. Tam nadal podejmowano akcję reanimacyjną. Bezskutecznie. Lekarzom, pomimo prób, nie udało się uratować chłopca. Około godziny 10.00. dziecko zmarło. Dokładna przyczyna śmieci chłopca będzie znana dopiero po przeprowadzeniu zarządzonej już sekcji zwłok. Wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Chłopiec chorował na serce i był pod opieką kardiologa. Nagłą śmiercią chłopca poruszeni są zarówno uczniowie, jak i nauczycielie. W szkole, do której uczęszczał Łukasz ogłoszono żałobę. Potrwa do piątku. W tym dniu odbędzie się też pogrzeb zmarłego chłopca. -