Na obrzeżach lotniska stał kontener. Było w nim trzech żołnierzy służby zasadniczej, którzy pilnowali urządzeń nawigacyjnych. Nie wiadomo dlaczego kontener stanął w ogniu. Hipotez jest kilka. Jedna z nich zakłada, że barak zapalił się od piecyka. Żołnierze spali i nie zdążyli uciec. Inna mówi, że mogli być pijani. Przyczyny pożaru ustalą fachowcy. - Jest jeszcze za wcześnie, by odpowiedzieć na pytanie dlaczego doszło do tego wypadku - powiedział jeden z oficerów z jednostki w Siemirowicach. Jednego z poparzonych żołnierzy przewieziono do szpitala w Lęborku. Jego stan określany jest jako stabilny. Dwóch pozostałych przetransportowano śmigłowcem do Gryfic. Trafili na specjalistyczny oddział oparzeń.