Co ciekawe, koncert był sukcesem artystycznym i zarazem... frekwencyjną klapą. Na występ dotarło niewiele ponad czterdzieści osób. Ci, którzy nie przyszli, powinni teraz żałować. Na griotach (słowo pochodzi od portugalskiego "criado", oznaczajacego barda, śpiewaka) spoczywa odpowiedzialność za przekazywanie poprzez muzykę tradycji - ustnych i muzycznych - oraz wiedzy, pomiędzy pokoleniami. Griotem trzeba się urodzić. Jednak powołaniem każdego Cissoko jest gra na korze - 21 strunowym instrumentem, zrodzonego z romansu harfy i gitary akustycznej. Ba Cissoko długo uczył się gry na korze oraz umiejętności opowiadania historii od swojego wujka M'Bady Kouyare, który kierował jego nauką od dzieciństwa. Młody Ba postanowił tchnąć nowego ducha w tradycję swoich przodków. Podczas koncertów akustycznej korze akompaniuje Sekou Kouyate na instrumencie podpiętym pod efektowne pedały, dzięki którym z klasycznego instrumentu wydobywane są dźwięki np. gitary elektrycznej czy dudniących basów. Dzięki tym zabiegom podczas ich koncertów tradycyjna muzyka afrykańska wchodzi w XXI wiek. Na szczęście grupie podczas koncertów udaje się zachować balans między tradycją, a nowoczesnym brzmieniem, dzięki czemu ich występów słucha się z przyjemnością oraz świadomością doświadczania wyjątkowości. Dudniąca pod pięściami Ibrahima Baha perkusja, momentami hendriksowskie popisy na elektrycznej korze Sekou, "zmuszały" słuchaczy do rytmicznego przytupywania w rytm muzyki. Ale na szaleństwo pod sceną pozwoliła sobie tylko nieliczna część słuchaczy, i to dopiero pod koniec koncertu. Występ artystów z Gwinei był drugim koncertem z serii Sax Club w Uchu. Niestety kontynuował niechlubną tradycję braku punktualności - impreza rozpoczęła się grubo godzinę później niż powinna. Autor: kasp