Kaczyński podkreślał, że "wszyscy jesteśmy córkami i synami najjaśniejszej Rzeczpospolitej", niezależnie, czy mieszkamy w "Świnoujściu, Ustrzykach Górnych, Puńsku czy Bogatyni". Jego zdaniem wspólne myślenie o Polsce jest konieczne wobec światowego kryzysu gospodarczego, z którym w 2009 r. będziemy musieli się zmierzyć. Politolodzy twierdzą jednak, że orędzie nie tylko nie jest deklaracją zawieszenia broni, ale wręcz zapowiedzią nowej ofensywy przeciwko rządowi. - O prezydencie nie słyszeliśmy od czasu przegranej bitwy o pomostówki. Myślę, że w wigilię spotkał się ze swoim bratem i wspólnie wymyślili nową strategię - mówi "Polsce" dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Już samo wspomnienie w orędziu o kryzysie gospodarczym uderza w premiera, który twierdzi, że problem w niewielkim stopniu dotyczy Polski. - Lech Kaczyński wyznaczył w ten sposób dla siebie rolę męża opatrznościowego - mówi Jabłoński. Jego zdaniem orędzie jasno pokazuje, że w 2009 r. prezydent będzie punktował premiera i rząd za walkę z kryzysem. - W zeszłym roku podczas rady gabinetowej skrytykował minister Ewę Kopacz. A potem przez cały rok ciągle wyrażał swój sprzeciw wobec reformy służby zdrowia. W tym roku będzie podobnie, tylko temat się zmieni - podsumowuje Jabłoński. Podkreślanie w orędziu jedności narodu nie ma większego znaczenia. To czysto PR-owski zabieg. - Zawsze w przemowach dobrze jest zwrócić uwagę na to, co łączy - tłumaczy w "Polsce" dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od mechanizmów sprawowania władzy. - Ale jeżeli działania rządu nie będą wyborcom Kaczyńskiego po myśli, ten nie zawaha się przypuścić ataku.