Jak podaje RMF, na miejscu tragedii rozpoczął się już eksperyment procesowy w tej sprawie. Radio Zet dotarło wcześniej do wstępnej opinii biegłych na temat wypadku. Wynika z niej, że samochód minął znak STOP przed przejazdem kolejowym z prędkością 17 km na godzinę. Odległość od znaku do torów to 8 metrów 40 cm, co oznacza, że egzaminator mógł wyhamować przed torami, jeśli w odpowiednim momencie wcisnąłby pedał hamulca - czytamy. Jak z kolei powiedział prokurator Józef Palenik z Prokuratury Rejonowej w Nowym Targu w rozmowie z "Fakt24", nagrania z wnętrza samochodu są bardzo dobrej jakości. "Ostatnią komendę dla Angeliki P. egzaminator wydał w rejonie pobliskiego ronda. Powiedział: "Proszę teraz skręcić w prawo i jechać w kierunku przejazdu kolejowego". Bardzo dobrze słychać też sygnał ostrzegawczy zbliżającego się pociągu. Nie ma żadnej komendy, by kursantka uciekała" - powiedział prokurator. Tragedia w Zaskalu koło Szaflar rozegrała się 23 sierpnia. Podczas egzaminu na prawo jazdy 18-letnia kobieta przejechała na niestrzeżonym przejeździe kolejowym, nie zatrzymując się przed znakiem STOP. Po wjechaniu na tory, samochód zgasł. Kilka sekund później na przejeździe pojawił się pociąg, który uderzył w samochód. Egzaminator zdążył wyskoczyć z auta, 18-letnia kobieta zginęła. Egzaminator usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu kara do 8 lat więzienia.