Przed budynkiem MEN zebrało się kilka tysięcy pracowników placówek oświatowych: przedszkoli, szkół podstawowych i liceów. Przynieśli ze sobą transparenty z napisami: "Nasza godność, nasza przyszłość", "Kto oświatę w Polsce psuje, ten na pałę zasługuje", "Edukacja moją pasją", i "Pracujemy z powołania, strajkujemy dla godności". Protestujący skandowali: "Nasza godność, wasza przyszłość" i "Za późno, za późno" (na negocjacje - PAP). Uczestnicy demonstracji domagali się m.in. podwyżki płac, poprawy warunków pracy i zmian w systemie edukacji. "W wyniku przekształcenia gimnazjów w szkoły podstawowe straciłam pracę. Jestem nauczycielem języka angielskiego z 30-letnim stażem. Do tej pory miałam pracę na etat, a teraz proponuje mi się zatrudnienie na czas określony" - powiedziała PAP przewodnicząca komitetu strajkowego ze Szkoły Podstawowej 319 na Ursynowie Beata Serafin (jest członkiem ZNP). Miała ze sobą transparent z hasłem: "Zmiany w organizacji szkolnictwa = nauczyciel bez pracy". Serafin poinformowała, że w jej szkole zapowiedziano likwidację 10 etatów. W SP 319 z 98 pracowników strajk prowadzi 65 osób. Większość z nich przyszła pod MEN. "Uwłaczające jest dla mnie to, że po 9 latach pracy w szkole dostaję co miesiąc zaledwie 2200 zł wynagrodzenia" - oceniła nauczycielka WF-u ze SP 358 na stołecznym Wilanowie Anna Majchrzak. Podkreśliła, że praca w szkole nie ogranicza się jedynie do prowadzenia zajęć lekcyjnych. "Musimy się angażować, a to w organizację pikniku, a to zawodów sportowych lub innego rodzaju wydarzeń" - wyjaśniła. Zapewniła, że w ubiegłym roku po raz pierwszy od czasu, kiedy pracuje w szkole, wyjechała na odpoczynek wakacyjny. "Do tej pory musiałam dorabiać, żeby pospłacać kredyty" - powiedziała. Według informacji uzyskanych z PAP w stołecznym ratuszu protest zorganizował komitet strajkowy ze szkoły nr 61.