Kos dodał, że po chwili w pomieszczeniu byli Amerykanie. Pierwsze słowa, jakie usłyszał, to: " Don't worry, we are Americans". Do uprowadzonych wcześniej Włochów, Kos dołączył na drugi dzień po porwaniu. - Potem już cały czas byliśmy razem przerzucani do innych miejsc. - Trzymano nas zawsze razem. Wspieraliśmy się nawzajem jak tylko można było - opowiadał. Dodał, że był przetrzymywany przez porywaczy w "ekstremalnych warunkach". Nie był jednak bity, z wyjątkiem momentu samego uprowadzenia, kiedy uderzono go kolbą pistoletu: Dodał, że nie widział, ani nie słyszał polskich żołnierzy. Ci którzy go uwolnili "mieli amerykańskie mundury, mówili po angielsku". Pokazał dziennikarzom plakietkę, którą - jak wyjaśnił - otrzymał w helikopterze od amerykańskiego żołnierza. - Jestem bardzo wzruszony, że mogę znów być w Polsce. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do mojego uwolnienia i pomogli mojej rodzinie w tych trudnych chwilach - mówił Kos dziennikarzom. Charge d'affaires ambasady RP w Bagdadzie Tomasz Giełżecki, który przyleciał do Warszawy z Kosem poinformował, że Radosław Kadri, drugi uprowadzony wraz z Kosem w Iraku, któremu jednak udało się uciec porywaczom, wkrótce także wróci do kraju. - Ustaliliśmy, po tym jak pan Jurek został zwolniony, że z uwagi na to, co przeszedł będzie pierwszą osobą, która wyjedzie do kraju i to jest chyba zrozumiałe. W Bagdadzie panują nienormalne warunki życia, przemieszczania się, możliwości opuszczania kraju, i z tego co wiem, w pierwszym możliwym terminie, taką samą trasą, jak my dzisiaj, pan Radek wróci do kraju. Być może jutro wyjedzie z Bagdadu - mówił Giełżecki. Jerzego Kosa i pracującego z nim Radosława Kadriego porywacze uprowadzili przed przeszło tygodniem w Bagdadzie. Kadriemu udało się uciec zawiadomić o porwaniu. Wraz z Polakiem odbito z rąk porywaczy trzech Włochów, uprowadzonych 12 kwietnia.