Donald Tusk po raz pierwszy poprowadził w czwartek szczyt Unii Europejskiej. To, że obrady 28 przywódców zakończono już w pierwszym dniu i to przed północą uznano w Brukseli za symbol nowego stylu w pracach UE. - To pokazanie nowego stylu pracy. Próba zmiany brukselskiego stylu, odstawienia go i pokazanie, że nawet rzeczy ważne i trudne można robić szybciej i intensywniej - ocenił w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie szef polskiej dyplomacji. Jak podkreślił, "jeśli utrzyma się taki styl - szybkiej pracy, krótkich konkretniejszych konkluzji, ale podejmowania decyzji, to będzie dobrze, także dla funkcjonowania brukselskiej machiny". - Podobnie pracujemy z wysoką przedstawiciel Federicą Mogherini. Ona też idzie w stronę konkretniejszych konkluzji, dyskusji, które kończą się puentą, konkretnym stanowiskiem - dodał Schetyna. Odnosząc się do krytyki nowego szefa RE, że nie zaprosił na unijny szczyt prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki, Schetyna zauważył, że "nie ma otwartej, pełnej dyskusji o pomocy finansowej dla Ukrainy z udziałem prezydenta Ukrainy". - We własnym gronie trzeba mówić jakie są możliwości budżetowe, oczekiwania, jakie są konieczności - zaznaczył szef MSZ. W minionych latach unijne szczyty, prowadzone przez poprzednika Tuska, Belga Hermana Van Rompuya, zaczynały się w czwartek po południu, były przerywane w nocy, a następnie kontynuowane w piątek do południa. Często, gdy omawiano szczególnie kontrowersyjne sprawy, spotkania przywódców przekształcały się w istne maratony negocjacyjne, które kończyły się w środku nocy bądź nad ranem. Dokumenty końcowe szczytów liczyły często po kilkanaście, a czasem nawet po kilkadziesiąt stron. Tymczasem dokument z czwartkowego szczytu ma zaledwie trzy strony. Otoczenie Tuska przyznaje, że na pewno nie każdy szczyt będzie można przeprowadzić tak sprawnie. Gdy przyjdzie do omawiania kontrowersyjnych tematów, jak wieloletni budżet UE czy polityka klimatyczna, na pewno należy oczekiwać dłuższych dyskusji - przyznał wysoki rangą unijny dyplomata.