Zakup śmigłowców bojowych i nowoczesnych rakiet dla polskiego wojska to wydatek rzędu 35 mld zł. We wtorek o wyborze firm, które mają je dostarczyć, poinformował prezydent Bronisław Komorowski. Jak pisze "SE", po jego słowach rozpętała się prawdziwa burza. Okazało się bowiem, że choć mogły być produkowane przez krajowe zakłady, zamówienia popłyną do Amerykanów i Francuzów. Politycy opozycji twierdzą, że to "polityczna ustawka". "Być może są jakieś poważne powody dyplomatyczne, dla których zdecydowaliśmy się wybrać ofertę Francuzów. Uważam, że opinia publiczna ma prawo to wiedzieć" - twierdzi Jarosław Gowin z Polska Razem. Jacek Kurski twierdzi, że zamówienia realizowane poza Polską to "podziękowania dla mocarstw za poparcie kandydatury Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej". Zapytany o tę sprawę szef MON <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tomasz-siemoniak,gsbi,1621" title="Tomasz Siemoniak" target="_blank">Tomasz Siemoniak</a> odpowiedział w Kontrwywiadzie RMF FM: "To jest absolutna bzdura. Wybór przewodniczącego Rady Europejskiej przez 28 państw to jest sprawa w zupełnie innym porządku".