Prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bronislaw-komorowski,gsbi,1500" title="Bronisław Komorowski" target="_blank">Bronisław Komorowski</a>, ratyfikując w poniedziałek konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej oświadczył, że nie wyobraża sobie, by Polska mogła nie ratyfikować tego dokumentu. W jego ocenie to byłaby hańba międzynarodowa. Podkreślił, że w tej sprawie nie można kierować się kalkulacją polityczną, ale trzeba stać po stronie ofiar, krzywdzonych, po stronie osób słabszych. Kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda przypomniał, że apelował do prezydenta o nieratyfikowanie konwencji, ponieważ ratyfikowanie dokumentu oznacza wprowadzenie do polskiego systemu prawnego nieostrych pojęć takich jak płeć społeczno-kulturowa; mowa jest tam też - jak mówił Duda dziennikarzom - o zwalczaniu stereotypów dotyczących roli kobiet i mężczyzn. Zaznaczył, że skoro prezydent ratyfikował konwencję, to teraz należy pilnować wykładni pojęć w niej zawartych i walczyć "o odpowiednią interpretację postanowień konwencji". - To jest zadanie na dzisiaj, skoro prezydent, mimo protestów, mimo tak wielu zastrzeżeń, zdecydował się na podpisanie tego aktu - oświadczył Duda. Jak mówił, chodzi o to, by ta wykładnia nie była groźna dla pozytywnych, budujących narodową tożsamość polskich tradycji. - Nie możemy sobie pozwolić na to, aby nam nakazywano, czy próbowano te nasze wartości zwalczać - powiedział dziennikarzom po złożeniu kwiatów przed Pomnikiem Katyńskim w Warszawie. Przeciwny podpisaniu konwencji był też kandydat PSL na prezydenta Adam Jarubas. Jak podkreślił polityk, z przemocą trzeba walczyć wszelkimi sposobami, ale niekoniecznie ratyfikując wszystkie dokumenty, które zawierają w sobie części ideologiczne i próbują forsować inny porządek społeczny. "Deklarował się jako żarliwy katolik, a teraz zawiesił swoje przekonania na kołku" - Uznaję wiele zapisów z tego dokumentu za cenne w dyskusji publicznej nad tym bolesnym zjawiskiem, jakim jest przemoc, i warto byłoby niektóre elementy z tego dokumentu zastosować - np. centra pomocy, szersze podejście do przemocy ekonomicznej. Ale zapisy ze sfery ideologicznej, mówiące o tym, że w religii czy tradycji są praźródła przemocy, one do mnie nie trafiają - podkreślił Jarubas, który w poniedziałek prowadził kampanię na Warmii i Mazurach. Zdaniem lidera Polski Razem Jarosława Gowina, prezydent Komorowski, podpisując dokumenty ratyfikacyjne, "sprzeniewierzył się swojej roli strażnika konstytucji". Gowin powiedział , że z tego co wie, liczni eksperci oraz Biuro Analiz Sejmowych zwracali uwagę na niezgodność niektórych zapisów konwencji z konstytucją. Dlatego - według Gowina - Komorowski powinien odesłać przepisy do Trybunału Konstytucyjnego. - Nie zrobił tego ze względu na kampanię prezydencką - ocenił. Gowin powiedział też, że prezydent "deklarował się jako żarliwy katolik, a teraz wydaje się, że zawiesił swoje przekonania na kołku i złożył je na ołtarzu toczącej się kampanii". Kierowanie się interesem politycznym w decyzji o podpisaniu konwencji zarzuca prezydentowi także SLD. Lider Sojuszu <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-leszek-miller,gsbi,1493" title="Leszek Miller" target="_blank">Leszek Miller</a> podkreślił, że "jeszcze niedawno pan prezydent Komorowski miał bardzo poważne zastrzeżenia konstytucyjne, ale za pomocą czarodziejskiej różdżki usunął te zastrzeżenia". - Ta czarodziejska różdżka nazywa się wybory na urząd prezydenta - mówił. Rzecznik Sojuszu <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-dariusz-jonski,gsbi,1789" title="Dariusz Joński" target="_blank">Dariusz Joński</a> powiedział, że konwencja mogła być ratyfikowana już dwa lata temu. Dodał jednak, że "lepiej późno niż wcale". Joński zaznaczył, że dokument daje narzędzia do skutecznej walki z przemocą wobec kobiet. Podkreślił, że konwencja w innych krajach przyniosła znaczący spadek ofiar przemocy. - To jest bardzo ważny dokument" - ocenił. Kandydat Twojego Ruchu na prezydenta <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-janusz-palikot,gsbi,3178" title="Janusz Palikot" target="_blank">Janusz Palikot</a> powiedział, że Polska musiała ratyfikować konwencję, bo inaczej groziłyby jej kary. Zaznaczył, że gdyby prezydent nie ratyfikował konwencji, rząd musiałby się tłumaczyć, dlaczego kary płacimy. Palikot uważa, że konwencja będzie ograniczała przemoc i ułatwiała egzekwowanie prawa. Konwencja Rady Europy została uchwalona w 2011 r. w Stambule. Ma ona chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze. Konwencja wzbudziła w Polsce kontrowersje Polska podpisała konwencję w grudniu 2012 roku. W kwietniu 2014 roku rząd podjął uchwałę ws. przedłożenia jej do ratyfikacji i przyjął projekt odpowiedniej ustawy. Sejm uchwalił ją w lutym tego roku, a Bronisław Komorowski podpisał ją 14 marca. Konwencja wzbudziła w Polsce kontrowersje. Jej przeciwnicy - m.in. przedstawiciele Kościoła i prawej strony sceny politycznej - podnosili argumenty o jej niekonstytucyjności. Wyrażali również obawy, że uderzy ona w tradycyjnie rozumianą rodzinę, a także polską tradycję i religię. Konwencję podpisało 37 z 47 państw Rady Europy, w tym 23 z 28 należących do UE. Ratyfikowało ją 17 krajów, w tym 10 członków UE.