W czwartek komisja bada sprawę działki przy Pałacu Kultury i Nauki pod dawnym adresem Chmielna 70, od której w 2016 r. zaczęła się afera reprywatyzacyjna w stolicy. Prokuratorskie zarzuty w tej sprawie ma m.in. b. wicedyrektor BGN Jakub R., który wydał decyzję ws. Chmielnej na rzecz Janusza Piecyka, mec. Grzegorza Majewskiego i Marzeny K. Świadek pytany czy polecenie R. dotyczyło oczekiwanego rozstrzygnięcia w sprawie Chmielnej 70 Śledziewski odparł: "tak, należy napisać decyzje pozytywną na Chmielną 70". "W tym tonie było całe postępowanie - po to robi się podział nieruchomości, żeby wydzielić działki do zwrotu" - dodał. Dopytywany jak szybko były wydawane decyzje, gdy ktoś nabył roszczenia reprywatyzacyjne świadek powiedział, że w tym przypadku otrzymał polecenie przygotowania decyzji w terminie do tygodnia od uzyskania przez urząd informacji o sprzedaży kompletu roszczeń. Zaznaczył, że takie tempo pamięta tylko ze sprawy Chmielnej 70 - ale obrót roszczeniami był dość powszechny i nie wie, jak było w innych referatach. Zaznaczył, że gdy nie było zbycia całościowego - nie udało się w wyniku sprzedaży roszczeń skomasować wszystkich praw byłych właścicieli, decyzje nie zapadały od razu; w sprawach jak Chmielna 70 - gdy było zbycie całościowe - szybciej. Pytany jak często zdarzało się, by w ciągu 10 dni od uzyskania decyzji o sprzedaży roszczeń wydawano decyzję reprywatyzacyjną odparł, że "nie były to częste przypadki". Przywołał inną sprawę, w której było takie tempo - dotyczyła ulicy Szarej; sprawa -jak dodał - nie była w jego referacie. Według niego nie było zależności pomiędzy tym, kto kupował roszczenia, a tempem załatwiania spraw. Zaznaczył jednak, że on sam był jednym z 30 pracowników, który nie znał innych referatów i spraw innych referentów. "W mojej ocenie nie było to zasada, że jeśli ktoś nabył roszczenia, to w ciągu kilku, kilkunastu dni uzyskiwał decyzję administracyjną o ustanowieniu prawa użytkowania wieczystego lub uzyskaniu odszkodowania" - powiedział świadek. Projekt decyzji przygotowany przez niego musiał przeanalizować kierownik, naczelnik, radca prawny i dopiero mógł złożyć podpis ktoś z upoważnieniem prezydenta miasta. Jak dodał Śledziewski w przypadku Chmielnej 70 był to wicedyrektor Jakub R. "Ten proces od referenta do radcy prawnego to było zwykle kilka dni, czasami kilkanaście, jeśli radca prawny zwracał z jakimiś uwagami" - powiedział. Dodał, że zdarzało się, iż poprawki były zasadnicze - wtedy trwało to dłużej, a jeśli dotyczyły uwag literowych, czy frazeologicznych w piśmie, kilka godzin, lub dzień - dodał.