Siwiec wybierał się na dożynki w Warszawie. Do wyjazdu przygotowywał się skrupulatnie. Nie pakował wielkiego bagażu, nie robił kanapek na drogę. Spisał testament. Nagrał też takie słowa: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!".W 1968 roku były żołnierz Armii Krajowej, filozof, miał 59 lat. Mógł spokojnie żyć, w Przemyślu, gdzie był księgowym. Zarabiał, by utrzymać pięcioro dzieci. Wybrał inaczej.Pojechał na dożynkiOgólnopolskie dożynki na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie były wydarzeniem, które trudno odnieść do dzisiejszych realiów. Na najważniejszym obiekcie sportowym w stolicy zjawili się kluczowi działacze partii, dyplomaci z wielu krajów na świecie, a także publika - 100 tys. osób. Był tam też Siwiec.To, co się wydarzyło, skrzętnie zaplanował. Wiedział, że tak duże wydarzenie jest doskonałą okazją do manifestacji. Prostego człowieka z ludu nikt jednak do mikrofonu nie dopuści. Trzeba działać inaczej.Zanim oblał się rozpuszczalnikiem, rozrzucił ulotki. Chwilę potem podpalił się. Powiedział też ludziom, by go nie gasili. Wykrzykiwał: "Protestuję!". Jego protest dotyczył inwazji wojsk radzieckich na Czechosłowację, ale nie tylko. To bodaj najdobitniejsza manifestacja jednostki w okresie PRL przeciwko aparatowi władzy. Symbol. Siwiec, z poparzonym w 85 proc. ciałem, zmarł po czterech dniach w szpitalu.Oficjalne państwowe media przemilczały to wydarzenie, choć ludzie, którzy byli na stadionie, opowiadali w domach o tym, co się stało. Być może wiadomość ta dotarła nawet do czeskiej Pragi, gdzie rok później podobnego czynu dokonał Jan Palach.Służba Bezpieczeństwa rozpowszechniała informacje, że Siwiec to szaleniec z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Dla innych był bohaterem.Poza tymi, którzy byli na Stadionie Dziesięciolecia, niewielu jednak o nim wiedziało. Dopiero dziś jego imieniem nazywane są ulice, mosty, doczekał się nawet pomników.Napisał listSiwiec jeszcze w pociągu, gdy jechał do stolicy na dożynki, napisał list do żony, który ta odczytała dopiero po 22 latach, już w 1990 roku po odtajnieniu dokumentów. Pisał w nim tak:"Kochana Marysiu, nie płacz. Szkoda sił, a będą ci potrzebne. Jestem pewny, że to dla tej chwili żyłem 60 lat. Wybacz, nie można było inaczej. Po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność ginę, a to mniejsze zło niż śmierć milionów. Nie przyjeżdżaj do Warszawy. Mnie już nikt, nic nie pomoże. Dojeżdżamy do Warszawy, piszę w pociągu, dlatego krzywo. Jest mi tak dobrze, czuję spokój wewnętrzny jak nigdy w życiu". Dziś mija 49 lat od tego wydarzenia. ŁUK