Policja przyznaje, że proceder nasila się w wakacje, ale z jej danych wynika, że problem jest śladowy. Inaczej uważają organizacje pozarządowe. - Jest to proceder ukryty, tych dziewczyn nie spotyka się na dworcu ani na ulicy, dlatego trudno ustalić ich dokładną liczbę. Ale ona wzrasta. Prostytuują się nie tylko dziewczyny z rodzin patologicznych, coraz częściej pochodzą one z normalnych domów - mówi Adrianna Surmiak ze stowarzyszenia Misja Dworcowa. Kilkunastoletnie dziewczęta często werbowane są do agencji towarzyskich na dyskotekach. Niektóre z nich przychodzą do domów publicznych zaraz po lekcjach lub w przerwach między nimi. - Rozpoczęłam, mając 14 lat - mówi "Metropolowi" Monika, była prostytutka z Warszawy. - Zaczęło się przez przypadek, namówiły mnie koleżanki. Później wciągnęłam się, miałam pieniądze, czułam się dorosła. Zajmowałam się prostytucją przez 3 lata i to był najgorszy okres w moim życiu. Do tej pory nie mogę odzyskać poczucia własnej wartości - dodaje. Niektóre kilkunastoletnie dziewczyny prostytuują się na dyskotekach za alkohol lub narkotyki. Jednak większość nierządem zarabia na kosmetyki, ubrania i komórki. Zdarza się nawet, że do prostytucji namawiają matki - czytamy w "Metropolu". Wbrew doświadczeniom organizacji pozarządowych, z policyjnych danych wynika, że problem prostytucji nieletnich jest zjawiskiem marginalnym.