Małżeństwo D. są rodzicami jednego z liderów Stowarzyszenia Wolne Konopie, działającego na rzecz legalizacji tzw. "miękkich narkotyków". W konflikt z prawem popadli w 2015 roku, kiedy wracając z Holandii, zostali skontrolowani przez Straż Graniczną. Okazało się, że w bagażniku przewozili buteleczki i puszkę z olejem stanowiącym wyciąg z konopi. Tłumaczyli, że sprowadzają je dla chorej na nowotwór matki. Jak tłumaczy syn państwa D., marihuana miała przede wszystkim uśmierzyć ból chorej i spowolnić chorobę. Prokuratura nie uwierzyła w tę wersję, a małżeństwo trafiło na trzy miesiące do aresztu. W tym samym czasie zmarła chorująca na raka matka. Teraz podstawowa kwestią jest właściwa kwalifikacja przestępstwa. "Obrona od początku próbowała przekonywać, że powinna być zmieniona kwalifikacja przestępstwa. Że to nie przestępstwo związane z obrotem narkotykami, a jeżeli już, to z prawa farmaceutycznego" - czytamy w "Gazecie Wrocławskiej". Przypomnijmy, że Sejm uchwalił w czerwcu ustawę, która ma umożliwić chorym dostęp do preparatów z konopi. Preparaty te będą mogły być wytwarzane w aptekach na podstawie recepty od lekarza, a surowiec ma być sprowadzany z zagranicy. W świetle tego prawa, samodzielne sprowadzanie preparatów z zagranicy wciąż jest przestępstwem. Więcej na temat sprawy państwa D. w "Gazecie Wrocławskiej".