Pod koniec kwietnia tego roku 29-letni mężczyzna został zatrzymany przez policjantów do odbycia kary 1,5 roku więzienia za uprawę konopi indyjskich i posiadanie narkotyków. Skuty kajdankami Michał F., wykorzystał moment, w którym otwarto drzwi radiowozu. Stało się tak, bo matka zatrzymanego poprosiła policjantów o możliwość pożegnania się z synem. Ten zdołał uciec z radiowozu i wskoczył do rzeki. Pościg nie dał rezultatu.W poszukiwaniach zbiega w pierwszych godzinach uczestniczyło łącznie ponad 120 policjantów z różnych jednostek, w tym funkcjonariusze z komisariatu wodnego, z Mosiny i z Poznania, oraz grupa kilkudziesięciu strażaków. Na długości kilku kilometrów przeczesywane były brzegi Warty. Do poszukiwań wykorzystywane były motorówki i dron. Ciało mężczyzny odnaleziono w rzece 12 maja. Ustalenie tozsamości zatrzymanego priorytetem Prokurator Rejonowy w Pile Magdalena Roman powiedziała PAP we wtorek, że powodem umorzenia postępowania ws. niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy z Komisariatu Policji w Mosinie: dwóch policjantek i jednego policjanta, było ustalenie, że "nie zostały wyczerpane wszystkie znamiona czynu zabronionego". Prokuratura prowadziła tę sprawę także pod kątem nieudzielenia pomocy Michałowi F. "znajdującemu się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osoby mogące tej pomocy udzielić bez narażania siebie lub innej osoby". W tym wątku także postępowanie umorzono. Prokurator przypomniała, że na funkcjonariuszach policji ciążyły konkretne obowiązki w zakresie przeprowadzenia zatrzymania i doprowadzenia zatrzymanego celem odbycia przez niego kary zgodnie z orzeczeniem sądu. Jak mówiła, wytyczne te są wskazane m.in. w zarządzeniu Komendanta Głównego Policji. Wynika z nich m.in. że po zatrzymaniu funkcjonariusze mają obowiązek ustalenia tożsamości zatrzymanego. W momencie zatrzymania Michała F. przebywał on jednak bez dokumentów w domu swojego dziadka. Kiedy mężczyzna wsiadł do radiowozu, udano się wraz z nim do jego domu, w tej samej miejscowości, aby wziąć jego dowód osobisty i potwierdzić tożsamość. Mężczyzna informował także, że posiada w domu dokumenty, z których wynika, że kara, którą miał odbyć, została odroczona - okazało się jednak, że ten dokument jest już nieaktualny. Pożegnanie z synem "Mama pokrzywdzonego poprosiła, by pozwolili jej przygotować synowi jakąś odzież i rzeczy, które mógłby wziąć ze sobą. Policjanci się na to zgodzili. Później matka poprosiła jeszcze, by mogła się pożegnać z synem" - mówiła prok. Roman. Dodała, że w myśl zarządzenia Komendanta Głównego policjanci muszą uniemożliwić kontakt osoby zatrzymanej z osobami postronnymi. "W tym momencie policjanci godząc się na to pożegnanie matki z synem rzeczywiście nie dopełnili obowiązków, nie mieli prawa na to pozwolić. Jak wyjaśniali jednak, kierowali się ludzkim odruchem, ponieważ przed sobą mieli lamentującą, płaczącą matkę, co zarejestrował także monitoring z radiowozu" - tłumaczyła. W trakcie pożegnania mężczyzna objął matkę, po czym zaczął uciekać w stronę lasu, a następnie skręcił w kierunku rzeki i wskoczył do wody. Policjanci, wraz z bratem zatrzymanego od razu ruszyli za Michałem F. "Prokurator musiał jednak ustalić, że istnieje nie związek faktyczny, ale związek przyczynowo skutkowy- między niedopełnieniem obowiązków, a skutkiem w postaci śmierci. (...) Prokurator uznał, że funkcjonariusze powinni przewidywać, że zatrzymany może uciec, ale nie można im stawiać zarzutu, że fakt zgody na pożegnanie matki z synem, mógł bezpośrednio przyczynić się do śmierci zatrzymanego. Prokurator prowadzący umorzył to postepowanie także w wątku nieudzielenia pomocy Michałowi F., kiedy ten już znajdował się w rzece. Jak tłumaczyła Roman, prokurator prowadzący ustalił, że funkcjonariusze byli wówczas w pełnym umundurowaniu i zanim policjant rozebrał się, aby wejść do wody, stracił z oczu zatrzymanego. Do rzeki zdążył natomiast wskoczyć brat mężczyzny, który dopłynął do niego - złapał go, próbował odholować, ale Michał F. wyślizgnął mu się z rąk.Jak ustaliła prokuratura, rzeka w tym miejscu ma 50 m szerokości i jest głęboka na ok. 4 metry. Funkcjonariusze tłumaczyli w toku postępowania, że nie widząc zatrzymanego, i nie wiedząc, w którym kierunku odpłynął, wchodząc do wody naraziliby samych siebie na niebezpieczeństwo. Według prawa, osoba jest zwolniona z udzielania pomocy, jeśli ta pomoc wiązałaby się z narażeniem na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Policjanci na dywaniku Śledztwo w sprawie policjantów, pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci, prowadziła także prokuratura w Śremie. Tamto śledztwo również zostało umorzone. Wobec funkcjonariuszy zostało wszczęte też postępowanie dyscyplinarne, które zakończyło się pod koniec lipca. W jego rezultacie policjantka, która była wówczas dowódcą tego patrolu została wydalona ze służby. W stosunku do dwojga pozostałych funkcjonariuszy wydano natomiast orzeczenia o tzw. niepełnej przydatności do służby na zajmowanym stanowisku. O rezultatach śledztwa prowadzonego przez pilską prokuraturę poinformował jako pierwszy "Głos Wielkopolski". Szef wielkopolskiego związku policjantów Andrzej Szary - cytowany przez gazetę - podkreślił, że "decyzje prokuratury potwierdzają, że policjanci działali prawidłowo". "Nie można zasłaniać się tylko procedurami. Policjant to też człowiek, ma ludzkie zachowania, czasami chce pomóc i może popełnić błąd, ale nie powinien za to ponosić odpowiedzialności karnej" - zaznaczył Szary.