Luksemburg to przystanek w podróży premiera do Brukseli, gdzie na szczycie przywódcy unijni po raz kolejny zasiądą do negocjacyjnego stołu w sprawie budżetu Unii. Nieoficjalnie można usłyszeć, że strona polska szanse na kompromis ocenia na 80 procent, przy czym największym optymistą w naszej delegacji jest chyba sam szef rządu, który kilka dni temu mówił, że ma przeczucie, że uda się wypracować dobre dla Polski porozumienie. Podkreślił, że "yesować" jak jego poprzednik - <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-kazimierz-marcinkiewicz,gsbi,1498" title="Kazimierz Marcinkiewicz" target="_blank">Kazimierz Marcinkiewicz</a> - nie zamierza, ale będzie bardzo szczęśliwym człowiekiem, jeśli uda się uzyskać 300 miliardów złotych na politykę spójności. Z kolei, minister ds. europejskich Piotr Serafin powiedział, że nastroje przed tym szczytem są w Unii Europejskie dużo lepsze niż te z listopada ubiegłego roku. Nie ukrywał jednak, że w czwartek i piątek w Brukseli mogą się spełnić najróżniejsze scenariusze. - Tak długo jak piłka jest w grze, wszystko może się zdarzyć, mogę wyobrazić sobie scenariusz, w którym porozumienia zabraknie - powiedział minister. Strona polska stoi na stanowisku, że cięcia budżetowe nie mogą dotknąć polityki spójności i polityki rolnej.