LOT od lat zmaga się z problemem pijanych pasażerów, szczególnie często podczas rejsów transatlantyckich. W kwietniu dwóch pijanych, awanturujących się górali w drodze ze Stanów Zjednoczonych doprowadziło do przymusowego lądowania na Islandii. Zdarza się również, że już w USA wzywane są służby emigracyjne, aby zająć się pasażerami, którzy ze względu na zbyt duże spożycie alkoholu zakłócili porządek na pokładzie. Oskarżeni są oni potem o spowodowanie zagrożenia lotniczego. W wielu przypadkach nie są również wpuszczani na terytorium Stanów Zjednoczonych. Wśród amerykańskich służb lotniskowych panuje przekonanie, że polski pasażer pije i przez tę opinię kontrole naszych rodaków podczas przekraczania granicy są bardziej wzmożone. Po Chicago do dziś krąży opowieść o jednym z niedoszłych Polonusów, który leciał na stałe do upragnionego raju, wcześniej wszystko w Polsce sprzedał i ze strachu przed czekającą go przyszłością tak się podczas podróży za ocean upił, że nie był wstanie stanąć przed funkcjonariuszem straży granicznej. Za karę dostał 10-letni zakaz przyjazdu do Stanów Zjednoczonych. W 2003 roku Polonus z Chicago, pod wpływem alkoholu, jeszcze przed startem maszyny żartował w rozmowie ze stewardesą, że w jego bagażu znajduje się bomba. Został aresztowany pod zarzutem tworzenia stanu zagrożenia.