Jak podano, Warykiewicz, który był zadłużony na prawie 800 tys. zł, w 1999 r. został zmuszony do oddania należącej do niego kamienicy w Krakowie osobom, od których wcześniej pożyczał pieniądze. Na kamienicy przy ul. Kopernika 8 ciążyła hipoteka bankowa. Kiedy dziennikarze "Gazety Wyborczej" próbowali umówić się z Kotlinowskim na rozmowę, ten odpowiedział: "Nie ma sensu się spotykać. Nie mogę rozmawiać o tych sprawach." Proszony przez PAP o komentarz do tej sprawy Kotlinowski powiedział jedynie, że dotyczy ona okresu, gdy prowadził kancelarię adwokacką. - Muszę się porozumieć z klientem (...). Nas obowiązują zasady etyki zawodowej. To są moje prywatne sprawy i również adwokackie sprzed wielu, wielu lat - zaznaczył Kotlinowski. W listopadzie Sejm będzie głosował nad powołaniem Kotlinowskiego do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli poseł LPR znajdzie się w składzie 15 sędziów, ma zapewniony immunitet i 12 tys. zł pensji przez najbliższe dziewięć lat. - Sędzia Trybunału musi mieć absolutnie krystaliczną przeszłość zarówno w sferze życia zawodowego, jak i prywatnego - mówi w rozmowie z "GW" prof. Marek Safjan, prezes TK. Dziennikarze TVN i "Gazety Wyborczej" dotarli do dokumentu bankowego, według którego Kotlinowski miał osobiście w sierpniu 1999 r. odkupić od banku kamienicę, a potem przekazać ją zadłużonemu biznesmenowi - Ryszardowi Warykiewiczowi, który od lat był ścigany przez wierzycieli. Za tę transakcję Kotlinowski miał zapłacić prawie 730 tys. zł. Według "Faktów", Kotlinowski nie figuruje w dokumentach jako adwokat, ale jako osoba fizyczna. Jak podano w programie, Kotlinowski w banku "był tylko figurantem i płacił pieniędzmi Warykiewicza, który ze względu na długi nie chciał podpisywać żadnych dokumentów i bał się ujawniać". Dzięki ściągnięciu hipoteki Warykiewicz mógł oddać kamienicę lichwiarzom, którym był winien 800 tys. zł.