5 lutego maszyna musiała lądować przymusowo w Afganistanie. Według nieoficjalnych informacji, które udało się nam potwierdzić w dowództwie sił powietrznych, załoga samolotu stwierdziła nieprawidłowe wskazania dwóch przyrządów, niezbędnych dla bezpiecznego pilotowania maszyny. Podejście do lądowania i samo lądowanie było jednak dramatyczne. Maszyna została w dużym stopniu uszkodzona, co ujawniły opublikowane kilka dni temu na jednym z amerykańskich portali zdjęcia. Co stało się od momentu wykrycia usterki do tak dramatycznego lądowania - wyjaśnia na miejscu komisja badania wypadków lotniczych. Jej prace mają się zakończyć za kilka miesięcy. To jest jedyny organ uprawniony, z wyjątkiem ministra, do tego, żeby wypowiadać się w sprawie - tłumaczy pułkownik Wiesław Grzegorzewski z MON. Twierdzi, że na razie nie ma podstaw do spekulacji. Zdaniem ekspertów załoga była o włos od śmierci i cudem udało się uniknąć tragedii. Na zdjęciach wyraźnie widać, że samolot nie nadaje się już do remontu: On jest do kasacji. To jest w ogóle poza dyskusją. Opowieści o tym, że możliwa jest naprawa są kompletną bzdurą - mówi ekspert do spraw lotnictwa Tomasz Hypki. Podejrzewa on, że pilot zdecydował się na gwałtowny manewr, aby ominąć górę i zahaczył o drzewa. Stąd rozległe uszkodzenia kadłuba i steru poziomego. W marcu do Polski ma trafić kolejny 40-letni Hercules, który otrzymaliśmy od Amerykanów.