Stołeczny ratusz poinformował, że w "Marszu Wolności" uczestniczyło 90 tys. osób. Z kolei policja podaje, że wzięło w nim udział 12 tys. osób. W szacunki policji wierzy Michał Dworczyk z PiS. Polityk zaznacza, że "ta zawsze ma najlepsze dane i podchodzi do nich obiektywnie". - Biorąc pod uwagę wkład PO i opozycji to frekwencja żenująca. Klapa organizacyjna - ocenił Dworczyk na antenie Radia Zet. Z kolei za sukces uznają marsz politycy PO i Nowoczesnej. - To sukces organizacyjny. Liczyliśmy na 30 tys., a przyszło ok. 100 tys. - mówił Borys Budka z PO. - Marsz był sukcesem. Było słychać gniew na politykę PiS - uważa Paweł Rabiej z Nowoczesnej. - Na marszu było rzeczywiście kilkanaście tysięcy osób, trudno to uznać za sukces. To odzwierciedlenie poglądów PO i PSL,a nie Polaków - ocenił z kolei Paweł Mucha z Kancelarii Prezydenta. - Widziałem tam ludzi, którzy maszerują w imię interesów partyjnych. Nie było spraw ważnych dla Polaków - mówił. - Widać, że przez brak matematyki na maturze przez ok. 20 lat mamy problem z liczeniem. Każdy marsz jest liczony jak kto chce - stwierdził Marek Sawicki z PSL. Zdaniem polityka "przede wszystkim trzeba manifestować sprzeciw łamaniu demokracji i konstytucji". - Jarosław Kaczyński przestraszył się marszu - zaznaczył Sawicki.Do zarzutów o ciche wspieranie PiS poprzez nieuczestniczenie w marszu, odniosła się Agnieszka Ścigaj z Kukiz'15. - Nie udzielamy się na żadnych marszach. Uważałabym z przypinaniem tej łatki - zaznaczyła Ścigaj. Dodała, że Kukiz'15 nie zgadza się z wieloma pomysłami PiS. - Poszlibyśmy w "Marszu Wolności", gdyby PO miało jakiś pomysł na realną zmianę - stwierdziła Ścigaj.