Robert Mazurek: Dzień dobry, państwa i moim gościem jest przewodnicząca Nowoczesnej <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-katarzyna-lubnauer,gsbi,1574" title="Katarzyna Lubnauer" target="_blank">Katarzyna Lubnauer</a>. Katarzyna Lubnauer: - Dzień dobry. Któraż to przewodnicząca ma za sobą ciężki tydzień, nieprawdaż? - Tak, szczególnie, że jestem przeziębiona. Mam zatoki zawalone, katar, gardło mnie boli. Rzeczywiście, ciężki tydzień. Jeszcze to... A nie ma pani takiego poczucia, że zupełnie niechcący wygrała pani casting w telenoweli brazylijskiej? No, troszeczkę tak to wygląda. Przepraszam, nie chcę się wyzłośliwiać, ale to tak: dwie przyjaciółki panią zdradziły i opuściły, a później facet zostawił z długami, zniknął i poszedł w siną dal. - Pewien etap mamy za sobą, coś się zaczyna, czasem słońce, czasem deszcz. Pamiętam, że kiedyś oglądałam taki film - nie wiem, czy pan pamięta - indyjski. Indyjski. - Bollywood, tak, tak. Ale to w takim razie skoro jesteście z Bollywood, a nie z telenoweli, to powinniście śpiewać. - To pan, zdaje się, jest mistrzem śpiewania, tutaj słyszałam kiedyś, jak pan śpiewał. Ja? Na pewno nie. - Jak to? Pan śpiewał kiedyś przewodniczącemu Schetynie. Pani, niestety, niczego nie zaśpiewam, bo usłyszą mnie wszyscy słuchacze i by uciekli. Ale co bardziej boli - odejście Joann Scheuring-Wielgus i Schmidt, czy <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-ryszard-petru,gsbi,2394" title="Ryszarda Petru" target="_blank">Ryszarda Petru</a>? - Przede wszystkim to moment boli. Wie pan, jesteśmy w taki momencie, że budujemy koalicję, a ja negocjuję kolejne miasta, a w tym monecie to jest taki... Nie da się przespać jednych wyborów, to nie sezon zimowy, żeby jak suseł przespać i przejść dalej, w związku z tym trzeba tym ludziom, którzy od dawna pracują w partii... Trzeba zasuwać. - Trzeba zasuwać, w związku z tym nie mam nawet czasu na zastanawianie się, co bardziej boli, tylko zastanawiam się, co zrobić do przodu. A wie pani, że Paweł Kukiz nazwał Ryszarda Petru "geniuszem"? - Tak, słyszałam, słyszałam. No właśnie, bo wielu sobie kpi z Ryszarda, a on jest "geniuszem". Nowoczesna ma kilka milionów długu, to on się wypisał i długi spłaci Lubnauer. - Rzeczywiście, nie budzi to raczej zaufania. Ale to znaczy co - Kukiz nie budzi, czy ta cała sytuacja? - Sytuacja, natomiast, no wie pan, jeśli chodzi o długi - ja ich nie zaciągałam, ale czuję się za to odpowiedzialna. Powiem pani więcej, mam na to wszystko jedną odpowiedź i ona jest tak cudowna, że naprawdę pozwolimy sobie wypowiedź Ryszarda Petru dla Polsatu zaprezentować: "Nowoczesna będzie musiała teraz spłacić ten dług beze mnie. - To kto będzie musiał go spłacić? - Ci, co zostali". No właśnie, róbta co chceta. - Więc tak, po pierwsze - jak już powiedziałam - ja go nie zaciągałam, ale czuję się za niego odpowiedzialna. Po drugie, tak jak każdy, kto ma kredyt, jest on jakoś rozłożony na raty, płacimy je na bieżąco. Po trzecie, mamy jedną sprawę sądową w sądzie polskim, bo nie wypłacono nam jednej transzy, mamy sprawę w Trybunale Sprawiedliwości w Strasburgu - to jest trzecia kwestia. Ale tak po ludzku właśnie chciałem porozmawiać. Bo pani mi mówi, że dacie sobie radę, że nie wyłączą wam prądu, wody. I nie o tym mówię... Ale mnie, przepraszam, mnie ujmuje jednak na swój sposób, bardzo na swój sposób... - No na pewno bałabym się wejść w nowy projekt z kimś, kto tak mówi, bo wiadomo, że może potem znowu zostać z długami. A tak całkiem poważnie - mój ojciec świętej pamięci już, nieżyjący - zawsze mawiał: dżentelmeni, a co za tym idzie - damy, o pieniądzach nie rozmawiają. Ale powinien dodawać, że dżentelmeni pieniądze mają. - Niestety, to też dodawał zwykle. A Napoleon jeszcze mówił, że wojna, można dodać też i polityka, to pieniądze, pieniądze i pieniądze. Ale oczywiście, to nie jest to takie proste. No dobrze, skoro Napoleon i profesor Libudzisz - dobrze pamiętam? - Nie, moja mama jest profesorem, mój ojciec był inżynierem chemii. Ale nazwisko dobrze pamiętam? - Libudzisz, bardzo dobrze. Jestem pełna podziwu, ja nie zapamiętuję nazwisk. Ja się nazywam Robert Mazurek, dzień dobry. - No pan ma łatwo, to taki ptaszek jest malutki, podobny do wróbelka, tylko mieszkający na wsi. Passer montanus się nazywa po łacinie. - O, to ciekawe. Podobno. - Lubnauer nie da się na łacinę przetłumaczyć. No widzi pani, różne cuda wianki z nazwisk wynikają, ale ja nie o nazwiskach. Ja naprawdę chcę przez chwilę porozmawiać o polityce. Jesteście w sytuacji, w której założyciel partii najpierw zniknął z jej nazwy, później zniknął z fotela przewodniczącego, a teraz znika z partii. W sondażach mieliście już - chwalić Boga - ponad 20 procent. A teraz ostatnio dwa sondaże: IBRiS dla "Rzeczypospolitej" - 2,9 procent, Estymator dla "Do Rzeczy" - 2,3 procent. - No zawsze może być gorzej. Naprawdę? - Tak mawiają, natomiast wie pan, teraz wszyscy zachwycają się np. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sojusz-lewicy-demokratycznej-sld,gsbi,1490" title="SLD" target="_blank">SLD</a>, co nie? Jeszcze trzy miesiące temu ile mieli? 3 procent. Dwa miesiące temu PSL miał 2 procent, w związku z tym... A jeszcze niedawno śpiewał pan Schetynie o 14 procentach. 28 procent ma Schetyna. - A w tej chwili Koalicja Obywatelska ma 33 procent do 38 procent. Jeszcze niedawno moglibyśmy nawet sądzić, że PiS ma większość konstytucyjną. Jeżeli chodzi o PO, to wszyscy wiedzieli, że oni są w strasznych tarapatach, ale oni z tego wyjdą. Zwłaszcza że będzie polaryzacja w wyborach i tak dalej. Ale wy? Trend jest jeden. Dół. - Przed wyborami w 2015 roku najpierw startowaliśmy z 10 procentami, potem były dwa w lipcu, a skończyliśmy na niecałych ośmiu. To teraz niech sobie pani wyobrazi, że - zamiast mnie - na przeciwko siedzi młody dżentelmen ze Ścinawy, czy skądkolwiek... - Może być Leszno. Ostatnio byłam w Lesznie, więc wiem, o co pytali w Lesznie. Jest chłopak z Leszna, jest facet z Leszna, albo kobieta z Leszna i mówi tak: ja na PiS głosował nie będę, bo oni mnie wkurzają. I waham się teraz. Chyba zagłosuję na tę PO. Niech go pani przekona, albo ją, że nie na PO, tylko na was. Czym wy się w zasadzie różnicie? - Przede wszystkim pewnymi wartościami. Mamy bardziej liberalne wartości związane z wolnościami osobistymi, z takimi, jak rozdział kościoła i państwa. Wie pan, ja nawet mam na to papiery. Zajmuję się tym jako bloger w Liberte. Zakładałam inicjatywę obywatelską Świecka Szkoła, czyli kwestie liberalne i światopoglądowe. Ale nie tylko. Odważnie głosimy pewne poglądy, że coś trzeba zrobić. Np. euro. Jesteśmy za przyjęciem euro i nie ściemniamy, że możemy to przyjąć kiedyś, a może możemy przedyskutować. Uważamy, że jeżeli chcemy być na stale w UE, jeżeli chcemy uczestniczyć w tym projekcie - w centrum - to musimy to euro przyjąć. Taka odwaga, liberalne wartości. To nas odróżnia. Czyli, drodzy mieszkańcy Ścinawy i Leszna wymienionych, oraz reszta, jeżeli tak, to tym się różni... - Jeżeli podzielacie te wartości, jeżeli jesteście też tak samo proeuropejscy i też uważacie, że Polacy chcą więcej wolności, a nie mniej, no to... Ale Platforma mówi to samo. - No niezupełnie, ona mówi o konserwatywnej kotwicy. W ten sposób się uzupełniamy w tej koalicji, bo te wybory niewątpliwie musimy wygrać, a musimy wygrać szeroką ławą. A propos kotwicy. - O właśnie, a propos kotwicy. Pani jest sternikiem morskim. - Tak, tak. I instruktorem żeglarstwa. - Tak, to też prawda. To jest robota do wzięcia, można aplikować. Polska Fundacja Narodowa szuka kapitana wielkiego rejsu. Dwa lata proszę pani dookoła świata, 40 tysięcy mil morskich do zrobienia, pięć kontynentów. Największe regaty - może by pani rzuciła to wszystko w pierony i popłynęła? - Faktem jest, że szukają jak z łapanki. Gdybym w listopadzie przegrała te wybory, to chyba bym tę robotę wzięła. Dlatego, że rzeczywiście brzmi to bardzo interesująco. Tak to mam, co robić, ale realnie rzecz biorąc, trochę mi się cni za jakimś tam rejsem. No właśnie mówię, pięć kontynentów. Była pani na wszystkich? - Zdecydowanie nie. Po pierwsze, musiałabym zabrać męża, bo on by mi tego nie darował. On jest jeszcze bardziej na punkcie żeglarstwa... Ale to podobno pani męża nauczyła żeglować? - Tak, to prawda. Ale wie pan, jak to bywa, jak się wciągnie kogoś... On jest większym pasjonatem nawet ode mnie. Przypomina mi się rok 1991, 1992, kiedy razem byliśmy na rejsie na Bałtyku, trochę mocniej wiało, było tak z 7-8 w skali Beauforta, jeszcze nie sztorm, ale już jeść się nie chciało. I pamiętam, że w środku nocy poprzednia wachta, która była przed nami, byliśmy z mężem w jednej wachcie, źle zwinęła foka. Płynęliśmy na samym grocie, bo za mocno wiało. Czyli przedni żagiel. Co zwinęła? - Powiem po polsku. Źle zwinęła przedni żagiel, który był źle przymocowany do kosza dziobowego, czyli do tego, co jest takie metalowe na dziobie i się okazało, że trzeba to zwinąć jeszcze raz. I pamiętam, że byłam tak przerażona, że mój mąż ma to zwinąć, że mu zabroniłam i sama poszłam. Wie pan, jak to jest - czasami człowiek się bardziej boi o kogoś. Nie da pani niczego zwinąć, czego sama pani nie zwinie. - Dokładnie. O politykach tak często mówią. - Skończyło się tym, że na skutek tego złego zwinięcia ten kosz nam się trochę wygiął i musieliśmy go prostować. Drodzy mieszkańcy Leszna, uważajcie, bo zwinął wam nie tylko foki. - Natomiast mówiąc szczerze, ja bym tego Świrskiego najchętniej wysłała na ten rejs. Lepiej żeby się trzymał z dala od wszystkiego.