- Sytuacja jest skomplikowana. Te zarzuty są dość poważne, bo ujawniają bałagan finansowy - mówi Interii Jerzy Meysztowicz poseł Nowoczesnej. - Taka organizacja powinna świecić przykładem i pokazywać, że jest kryształowo czysta - dodaje. - Oczekuję od Mateusza Kijowskiego dokładnych wyjaśnień wszelkich pytań, które są stawiane w przestrzeni publicznej - stwierdził z kolei Marcin Kierwiński (PO). - Zarówno interesem Mateusza Kijowskiego, jaki zarządu KOD-u jest tak prowadzić spawy, aby marka KOD-u ucierpiała jak najmniej na tym zamieszaniu. Jestem przekonany, że KOD to bardzo potrzebna na polskiej scenie politycznej marka - powiedział Interii. Przypomnijmy, że we wtorek Zarząd Stowarzyszenia KOD wezwał Mateusza Kijowskiego do "niezwłocznego ustąpienia z funkcji przewodniczącego". Decyzję przekazano w komunikacie po zebraniu zarządu KOD. "Nie widzę żadnego powodu, żeby ustępować. Zarząd może apelować, ale ja swoją funkcję pełnię wobec tysięcy KOD-owców. Wystartuję w wyborach za sześć tygodni" - powiedział w rozmowie z TVN24 Kijowski. Na początku miesiąca "Rzeczpospolita" i portal Onet podały, że pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy lidera KOD Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny Kijowskiej. Chodzi o faktury na łączną kwotę 91 tys. 143,5 zł za usługi informatyczne, jakie firma Kijowskiego wykonała dla Komitetu. Kijowski mówił, że pieniądze, które trafiły na konto spółki MKM-Studio, nie pochodzą "z puszek", to były darowizny. Zapowiedział, że przedstawi informacje i dokumenty wyjaśniające okoliczności sprawy finansowania. Przeprosił za przyczynienie się do kryzysowej sytuacji w KOD. Kijowski opuścił wtorkowe posiedzenie zarządu. Pytany wówczas o postanowienie zarządu wobec jego przyszłości w KOD, odmówił komentarza.