Jarosław Gowin podzielił się ostatnio na Twitterze przemyśleniami na temat swojego heroizmu: "Wylano tu na mnie morze hejtu. Liczono, że ulegnę presji, rząd się rozpadnie, establishment wróci do władzy. Wytrzymałem. Dobra Zmiana trwa" - napisał wicepremier i lider Polski Razem. Chodzi o sprawę Sądu Najwyższego. Gowin najpierw przekonywał, że ustawy nie zna, bo zajmował się wnukiem, później za ustawą zagłosował, ale ostentacyjnie nie wstał i nie klaskał razem z resztą polityków obozu rządzącego. A gdy prezydent Andrzej Duda ustawę zawetował, Gowin poparł tę decyzję z całego serca. Powtórzmy - wicepremier poparł weto do ustawy, na którą głosował. Można by rzec: typowy Gowin. Jego polityczna kariera usłana jest tego typu paradoksami. Że politycy zmieniają zdanie - normalna rzecz. W przypadku Gowina mamy jednak do czynienia z typową polityczną giętkością przy jednoczesnym przekonaniu o własnej niezłomności. Powiedzieć, że zachodzi tu pewien dysonans poznawczy, to nic nie powiedzieć. Kaczyński zły, Kaczyński dobry Dzisiejszy Jarosław Gowin jest wręcz urzeczony Jarosławem Kaczyńskim jako przywódcą. "Na pewno <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-kaczynski,gsbi,3" title="Jarosław Kaczyński" target="_blank">Jarosław Kaczyński</a> jest najważniejszym politykiem naszego obozu, najważniejszym politykiem w Polsce" - tutaj Gowin podkreślał jego pozycję. A tutaj już zachwalał jego charakter: "To polityk, który zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu. Mogę powiedzieć, że rozmawia się z nim znakomicie, poziom szczerości i otwartości z obu stron jest naprawdę wysoki". Jednak jako polityk PO Gowin nazywał Kaczyńskiego "stuprocentowym cynikiem". "Jarosław Kaczyński sam eliminuje się z polityki, obrażając najważniejsze osoby w Polsce" - przekonywał. W innym wywiadzie zaznaczał: "Zwłaszcza Jarosław Kaczyński szkodzi wspólnocie narodowej". Tusk dobry, Tusk zły Nieco inną trajektorię obrała natomiast fascynacja Donaldem Tuskiem. Dopóki pozycja Gowina w PO rosła, polityk licytował się sam ze sobą w składaniu hołdów: "Tusk wykazał się niezwykłą odwagą i intuicją polityczną, gdy wbrew wszystkim zdecydował się na przedterminowe wybory - uważałem to za kompletne szaleństwo. Potem w pojedynkę wywalczył w telewizyjnych debatach zwycięstwo. A teraz ciężko haruje jako premier. Jego pozycji nie podważa w Platformie nikt" - mówił w 2009 roku. Gdy Gowin zaczął romansować ze obozem Kaczyńskiego, miał już o Tusku jak najgorsze zdanie. "Żaden człowiek nie powiedział tylu kłamstw w tak krótkim czasie" - to jedna z "laurek" Gowina dla byłego szefa. Dziś krytykuje go jako przewodniczącego Rady Europejskiej: "Szkoda, że w celu autopromocji nadwyręża autorytet Polski". PiS zły, PiS dobry Nie wszyscy pamiętają, ale były takie czasy, gdy PiS był dla Gowina największą gangreną polskiej sceny politycznej. Publicznie snuł rozważania na temat praktyk, "które stawiają pod znakiem zapytania przywiązanie partii braci Kaczyńskich do standardów demokratycznego państwa prawa". "PiS uprawia zimną wojnę domową i staje się radykalną partią prawicową. Coraz więcej wskazuje na to, że PiS na polskiej scenie politycznej zajmuje pozycję porównywalną z włoską partią komunistyczną, która przez długie lata uzyskiwała duże poparcie w wyborach, ale nikt nie chciał z nią tworzyć koalicji rządowej. PiS brnie w ślepą uliczkę" - grzmiał z moralnych wyżyn Jarosław Gowin. W mediach ostrzegał, że PiS zbiera haki na polityków PO. "Trzeba odsunąć od władzy Zbigniewa Ziobrę i grupę hakową" - podkreślał. Dziś o koalicyjnym partnerze ma zdanie jak najlepsze. "Nie było do tej pory, po roku 1989, porozumienia tak dobrego, tak przyjaznego, tak harmonijnego, jak ta współpraca trzech partii obozu Zjednoczonej Prawicy" - zachwalał partnera na kongresie PiS. Rydzyk zły, Rydzyk dobry Bodaj najbardziej ekstremalnie zmienił się stosunek Jarosława Gowina do ojca <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-tadeusz-rydzyk,gsbi,2669" title="Tadeusza Rydzyka" target="_blank">Tadeusza Rydzyka</a>. Jego słowa przed kilkoma laty określał jako "szkodliwe brednie". "Ksiądz Rydzyk jest dla mnie uosobieniem tej postawy, której w Kościele nie akceptuję" - podkreślał. Dziś już Gowin postawę Rydzyka nie tylko akceptuje, ale wręcz został wielkim fanem ojca dyrektora. "To dzieło, w którym uczestniczycie, dzieło zapoczątkowane przez ojca dyrektora, jest dziełem dobrym dla Polski, narodu polskiego i myślę, że też dziełem umiłowanym przez Pana Boga" - w ten sposób zwrócił się niedawno do studentów toruńskiej uczelni ojca Rydzyka. Katastrofa smoleńska Jarosław Gowin w pewnym momencie przestał rozgłaszać, że w zamach smoleński absolutnie nie wierzy. Im bardziej Gowin zbliżał się do Kaczyńskiego, tym więcej wątpliwości w sprawie Smoleńska nabierał. "Nie można wykluczyć żadnego scenariusza" - stwierdził w końcu, a Juergena Rotha, publikującego sensacyjne smoleńskie teorie, nazwał "bardzo dobrze poinformowanym człowiekiem".Dziś autorytetami dla Gowina w sprawie smoleńska są Roth i <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a>, wcześniej był nim Jerzy Miller. "Zamachu nie było i dla wszystkich racjonalnie myślących ludzi jest to oczywiste. Strona rządowa zorganizowała bardzo wiarygodne badania komisji Jerzego Millera, przedstawiciele rządu udzielili 200 tys. wypowiedzi dementujących pogłoski o zamachu. Sam pewnie parę tysięcy razy na ten temat mówiłem, to co jeszcze mamy zrobić?" - pytał rozpaczliwie. Zakamuflowany liberalizm Jarosław Gowin jako członek rządu PO z lubością PO krytykował. Dodawał jednak: "O jednym zapewniam: nie wstąpię do PiS". I słowa, jako szef koalicyjnej wydmuszki, dotrzymał. Dziś Gowin - minister nauki i wicepremier w rządzie PiS jest znacznie potulniejszy. Czyżby bardziej utożsamiał się z polityką tego gabinetu? Część opinii publicznej być może zapomniała już, że lider Polski Razem to dogmatyczny wolnorynkowiec, neoliberał ze szkoły Leszka Balcerowicza ("Gowin to jeden z najwybitniejszych reformatorów" - mówił o nim Balcerowicz, a Gowin odwdzięczał się, biorąc stronę Balcerowicza w sporach z Jackiem Rostowskim). "Jestem zwolennikiem wolnego rynku i ekonomicznego liberalizmu" - podkreślał niegdyś z dumą. "Jestem prawicowym mastodontem, zatrzymałem się na etapie Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Reprezentuję typ prawicy wolnorynkowej" - przypominał, na wypadek, gdyby nie dotarło. Gowin całą polityczną karierę spędził na promowaniu wolnorynkowych rozwiązań: podatku liniowego, cięć wydatków. Był entuzjastycznym zwolennikiem podnoszenia wieku emerytalnego i zawzięcie krytykował każdy przejaw "socjalistycznego rozdawnictwa". Idąc tym tokiem rozumowania, w pierwszym odruchu miał bardzo złe zdanie o programie 500 plus. Ba, pod koniec 2015 roku nie zostawił na nim suchej nitki: "Proponowany transfer socjalny niekoniecznie musi być najlepszą metodą rozwiązywania problemów społecznych, a wręcz przeciwnie - może przyczynić się do utrwalenia ekskluzji społecznej i dezaktywizacji zawodowej gorzej sytuowanych obywateli" - pisał w swojej ministerialnej opinii. Gowin zastanawiał się, czy... w ogóle jest sens przygotowywać ustawę o 500 plus: "Trzeba by rozważyć, czy rzeczywiście konieczne jest projektowanie odrębnego aktu prawnego dedykowanego jednemu tylko mechanizmowi pomocowemu". Później jednak zmienił zdanie i został entuzjastą 500 plus: "Wielką zaletą 500 plus jest to, że obejmuje wszystkie rodziny od drugiego dziecka, jest elementem polityki nie socjalnej, tylko prorodzinnej" - pisał na Twitterze. Gowin jako liberał musiał przez ostatnie dwa lata przełknąć wiele gorzkich pigułek: program 500 plus, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie płacy minimalnej ("Gdyby miała być podniesiona płaca minimalna, to nie o taką prawicę by mi chodziło" - mówił jeszcze w 2014 roku). I mimo że każdą z tych rzeczy z osobna krytykował, to później się nimi chwalił: "Podnieśliśmy płacę, obniżyliśmy wiek emerytalny, podnieśliśmy zasiłki. To był czas solidarności z tymi, którzy potrzebują" - na kongresie PiS mówił już językiem niemalże socjaldemokraty. Muzułmanie Jarosław Gowin z radością włączył się w kampanię na rzecz nieprzyjmowania uchodźców wyznania muzułmańskiego. "Przytoczone słowa Jarosława Kaczyńskiego [o strefach szariatu w Szwecji] są dobrym wyjaśnieniem" - powołał się na swój nowy autorytet Gowin. "Wiem, że to brutalne, ale wyznawcom islamu mówię stanowcze nie" - oświadczył innym razem. "Polska powinna przyjąć uchodźców: to mogą być chrześcijanie, jazydzi, ale nie muzułmanie" - precyzował. Wszystko to w zgodzie z linią partii i z obecnymi nastrojami społecznymi. Niestety, jacyś złośliwcy przypomnieli, że dawno, dawno temu Gowin-filozof, Gowin-redaktor uderzał w zupełnie inne tony: "W przypadku islamu miejsce niewiedzy zajmują fałszywe stereotypy, jakie czerpiemy z mass mediów. Zapominamy, że islam już dawno przekroczył granicę świata arabskiego, że wciela się w różne kultury, przybierając tam często formy, które nie mają nic wspólnego z fanatycznym fundamentalizmem" - podkreślał na łamach "Znaku". Tylko nie upartyjnienie! Jarosław Gowin jako niestrudzony strażnik moralności był zagorzałym krytykiem kolesiostwa. "Czy dostrzegacie w poczynaniach <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donalda Tuska" target="_blank">Donalda Tuska</a> i kierownictwa partii wolę rzeczywistego przeciwstawienia się upartyjnianiu państwa, kolesiostwu, zawłaszczaniu przedsiębiorstw państwowych przez członków aparatu partyjnego?" - pytał w dramatycznym liście do członków PO. "Sprzeciw wobec patologii państwa Millera był powodem, dla którego ja i wielu z Was zdecydowaliśmy się zaangażować w politykę. Zostaliśmy oszukani. Nie zgadzam się na taką politykę" - perorował. Na pewno nie? W "Dzienniku Gazecie Prawnej" czytamy, że jeszcze nigdy nie było kadrowej czystki w spółkach skarbu państwa na taką skalę. Nawet za Millera i Tuska. PiS "wywalił" wszystkich poza prezesem PKO BP i na ich miejsce wstawił "Misiewiczów": przyjaciółkę prezesa, syna makijażystki prezesa, kuzyna prezesa, kolegę Beaty Szydło z podstawówki, syna Ryszarda Czarneckiego... plus pan Zaradkiewicz, plus pani Sadurska... Przykładów dziennikarze naliczyli setki. Co na to Jarosław Gowin? No właśnie nie wiadomo. Cicho coś ze strony wieży zbudowanej z pryncypiów. Człowiek zasad Jedno się nie zmieniło. Jarosław Gowin uwielbia narcystycznie podkreślać, jak bardzo jest wierny zasadom i jak silny jest jego kręgosłup moralny. "Są granice, których nie przekroczę", "warto być ministrem, ale nie za wszelką cenę", "warto mieć w polityce przekonania", "czuję się dojrzałym mężczyzną, na tyle silnym moralnie, że nie dam się zdemoralizować". To wszystko zaprawione landrynkowym heroizmem: "nie zastraszycie mnie", "wytrzymałem". Słowem: bohater na miarę naszych czasów.