Podczas swobodnej wypowiedzi ocenił, że to, czym zajmuje się komisja, to "sfera wymyślona, niemająca kontaktu z realiami". J. Kaczyński mówił też o "filozofii politycznej" swojego rządu. Zaznaczył, że jej częścią było odrzucenie pewnego typu ideologii - permisywizmu społeczno-ekonomicznego. Ta ideologia, jak tłumaczył, polega m.in. na tym, że w Polsce niemożliwe jest uniknięcie patologii, takich jak korupcja. "Myśmy się z tym nie godzili" - podkreślił. Prezes PiS dodał, że jednym z celów rządu PiS było "odrzucenie immunitetów". Zaznaczył, że prawo wobec niektórych osób działa w ograniczony sposób, a tak być nie powinno. Podał przykłady Romana Polańskiego i doktora G. Podkreślił, że innym założeniem jego rządu było to, aby obywatele mieli wiedzę na temat osób publicznych i "nie byli traktowani jak dzieci". Prezes PiS powiedział, że ta polityka jego rządu budziła "sprzeciw niekiedy potężnych grup interesu". "Nie było zbierania haków na polityków opozycji" - Nie było zbierania haków na polityków opozycji, wypowiedzi Romana Giertycha w tej sprawie są stekiem kłamstw - powtórzył prezes PiS Jarosław Kaczyński w czwartek przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków. - Nie zbieraliśmy haków, nie było żadnych teczek, żadnych rozmów o żonie tego czy innego polityka - zapewnił J.Kaczyński. Jak dodał nic nie wie o tym, by ktoś w jego rządzie miał zbierać kompromitujące materiały na polityków opozycji. - O żadnym takim poszukiwaniu nie było mowy, to są pomówienia - oświadczył prezes PiS. Zapewnił, że za czasów jego rządów nie było żadnych postępowań ad personam, a jedynie postępowania w sprawie - ad rem. Giertych mówił w mediach, że J.Kaczyński jako premier zbierał haki na polityków ówczesnej koalicji (Samoobrony i LPR) oraz opozycji, w tym m.in. na Grzegorza Schetynę i Donalda Tuska. Miał nawet rozpatrywać scenariusz aresztowania żony Schetyny. Jak mówił Giertych, forma zbierania haków na Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości". Kaczyński zapowiedział w środę pozew wobec Romana Giertycha za te wypowiedzi. W reakcji na te słowa Giertych zapowiedział pozew wobec prezesa PiS. Poseł Lewicy Krzysztof Matyjaszczyk zapowiedział złożenie wniosku o wezwanie Giertycha przed komisję śledczą. "Nie działo się nic sprzecznego z prawem" Prezes PiS Jarosław Kaczyński zeznał przed komisją śledczą ds. nacisków, że nie miał wiedzy, aby służby specjalne, w czasie, gdy był premierem, prowadziły działania przeciwko politykom opozycji. J. Kaczyński, zapytany, czy miał wiedzę na temat działań służb wobec polityków opozycji w czasie rządów PiS, odpowiedział: "Nie miałem takiej wiedzy. Tego typu zjawisk nie było". Zdaniem J. Kaczyńskiego, celem służb było reagowanie na możliwość popełnienia przestępstwa. Przyznał, że badane sprawy "mogły prowadzić w różną stronę". - Nie było przedsięwzięć, które zmierzałyby do tego, aby zaatakować konkretną osobę z życia publicznego - zapewnił. Dodał, że nie potrafi sobie przypomnieć, żeby w działaniach służb o charakterze operacyjnym "przejawiały się jakieś nazwiska posłów opozycji". J. Kaczyński przyznał, że jako premier często rozmawiał z szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Prezes PiS był pytany, dlaczego jego rząd nie wydał przepisów wykonawczych do ustawy o CBA (dotyczących m.in. posługiwania się przez funkcjonariuszy dokumentami legalizacyjnymi), podczas gdy Biuro podejmowało już działania operacyjne. Szef PiS wyjaśnił, że stało się to na skutek zaniechania urzędnika podlegającego ministrowi-koordynatorowi specsłużb. Zaznaczył, że CBA mogło działać, mimo braku przepisów wykonawczych. Zapewnił, że żadna operacja CBA nie mogła być podjęta bez zgody sądów. Nic nie wiem o naciskach na prokuratorów Jarosław Kaczyński powiedział przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków, że nic nie wie o naciskach na prokuratorów, m.in. na Marka Wełnę - za czasów rządów PiS. - Nic o tego typu naciskach nie wiem, uważam je za wysoce nieprawdopodobne - podkreślił J.Kaczyński. Wełna był szefem specjalnego zespołu do spraw mafii paliwowej. Zeznał płockim prokuratorom, że nie miał faktycznego wpływu na prace zespołu. Jak mówił był pod stałym nadzorem ówczesnego szefa resortu sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i ówczesnego szef ABW Bogdana Święczkowskiego, a ich zainteresowanie koncentrowało się na wątkach, w których występowały znane nazwiska polityków lewicy: Jacka Piechoty i Małgorzaty Ostrowskiej oraz przyrodniego brata byłego premiera - Sławomira Millera. Prezes PiS zapewnił też, że nie miał żadnej wiedzy o ewentualnych nadużyciach Święczkowskiego - jako szefa ABW - i jego akcjach niezgodnych z prawem. Jak podkreślił, jest mocno przekonany, że takich akcji ze strony Święczkowskiego nie było. Nie sugerowałem CBA działań ws. afery gruntowej Kaczyński zeznał, że nie sugerował szefowi CBA żadnych działań ws. tzw. afery gruntowej. J.Kaczyński przyznał, że rozmawiał kilkakrotnie "w cztery oczy" z szefem CBA Mariuszem Kamińskim o akcji Biura w Ministerstwie Rolnictwa w związku z tzw. aferą gruntową. - Nie wydawałem żadnych dyspozycji - oświadczył. - Nigdy nie wzywałem pana Kamińskiego w tej sprawie z własnej inicjatywy. Kilka razy coś mi na temat tej akcji mówił - dodał. Według prezesa PiS, Kamiński po raz pierwszy informując go o sprawie, zaznaczył, że akcja CBA jest ściśle tajna i nie ma prawa na ten temat nikomu niczego mówić. Dodał, że szef CBA powiedział mu "o dwóch osobach, które powołują się na wpływy w Ministerstwie Rolnictwa" i że może to dotyczyć ministra rolnictwa i wicepremiera Andrzeja Leppera. - To była operacja ściśle tajna. Informacje otrzymywali jedynie ci, którzy z powodów funkcjonalnych musieli je otrzymywać - zapewnił J. Kaczyński. Prezes PiS dodał, że kilka razy na posiedzeniu władz partyjnych "ogólnie mówił, że układ rządowy zmierza ku końcowi". J.Kaczyński podkreślił, że ma "100-procentową pewność", że ważni politycy PiS, tacy jak Przemysław Gosiewski, Adam Lipiński ani nikt z jego najbliższych współpracowników nie wiedzieli o działaniach CBA dotyczących afery gruntowej. Prezes PiS zeznał, że nie miał wiedzy ani nie znał żadnych sprawozdań dotyczących podsłuchów zakładanych przez CBA w tej operacji. "Kaczmarek źródłem przecieku" Jarosław Kaczyński powiedział, że jest przekonany, iż źródłem przecieku z akcji CBA w ministerstwie rolnictwa jest Janusz Kaczmarek. Prezes PiS odpowiadał na pytania dotyczące konferencji z 2007 r., podczas której ujawniono podsłuchy rozmów Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla (oskarżonych m.in. o składanie fałszywych zeznań w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa; śledztwo w tej sprawie zostało umorzone - red.). - Dla mnie ten łańcuch dowodowy się zamyka i jestem zdziwiony, że decyzja w tej sprawie była inna - podkreślił. J.Kaczyński powiedział, że ponosi "pełną odpowiedzialność" za powołanie Janusza Kaczmarka na szefa MSWiA. - Pomysł powołania ministra Kaczmarka na to stanowisko był moim pomysłem. Prezydent miał do tego sceptyczny stosunek. Przekonywałem prezydenta bardzo do tego, żeby się na to zgodził i namówił Janusza Kaczmarka - podkreślił. Według niego, Lech Kaczyński mówił mu, że nie jest pewien, czy ministerialna funkcja dla Kaczmarka to dobra decyzja. J.Kaczyński zaznaczył, że nawet gdyby nie było sprawy przeciekowej, Kaczmarek byłby odwołany. - Różnica czasowa byłaby minimalna. Może nawet żadna - dodał. Prezes PiS potwierdził, że jako szef rządu w kancelarii premiera spotykał się na naradach z szefami służb i niektórymi ministrami. - Doszło do pewnej ilości takich spotkań - przyznał. Podkreślił, że przedmiotem obrad były m.in. "kwestie koordynacyjne" i "walka z przestępczością zorganizowaną" oraz temat współpracy prokuratury i policji. - Były niekiedy na porządek dzienny wprowadzane kwestie mające jakieś aspekty polityczne. Osobą, która takie sprawy stawiała, był z reguły pan Kaczmarek - powiedział prezes PiS. Zdaniem J. Kaczyńskiego, Kaczmarek odwoływał się do podsłuchów. - Mówił o planach skompromitowania ministra Ziobry. Później stanęła sprawa wręcz zabójstwa ministra Ziobry - podkreślił. Według prezesa PiS, Kaczmarek przedstawiał też informacje na temat Mirosława Drzewieckiego: "Mówił, że pan Drzewiecki ma jakieś niecne kontakty i stosuje niecne praktyki". Według J. Kaczyńskiego, Kaczmarek sugerował, że Drzewiecki jest tak wpływowy w Łodzi, że lokalna policja nie podejmuje wobec niego żadnych działań.