We wtorek z oficjalną wizytą do Polski przyjechał prezydent Turcjii Recep Erdogan. Spotkał się m. in z prezydentem Andrzejem Dudą. Złożył także kwiaty przed Grobem Nieznanego Żołnierza na Placu Piłsudskiego. Tam, podczas manifestacji zorganizowanej m.in. przez Inicjatywę Polską i Partię Razem, dwie kobiety rozwinęły transparent, na którym w trzech językach - polskim, angielskim i tureckim - widniał napis: "Korepetycje z dyktatury?" Jak relacjonuje jedna z uczestniczek, Barbara Sińczyk, w rozmowie z Polsat News, chwilę po rozłożeniu transparentu zauważyła, że od strony Grobu Nieznanego Żołnierza biegną w jej kierunku dwaj mężczyźni w garniturach. "Wyraźnie Turcy, na pewno nie Polacy. Zaczęli nam ten transparent zabierać. Szarpałyśmy się z nimi, krzyczałyśmy, wołałyśmy policji, pomocy, ale nikt nam jej nie udzielił" - opowiada pani Barbara reporterom Polsat News. Mężczyźni zabrali wspomniany transparent, drugi, którego jeszcze kobiety nie rozwinęły oraz flagę Unii Europejskiej. Z relacji poszkodowanej wynika, że polscy funkcjonariusze zareagowali dopiero, gdy incydent się zakończył. "Dopiero wtedy pojawiła się policja, ale po to, żeby nas wylegitymować. Wcześniej żaden policjant nie próbował nam pomóc, nikt nawet się nie odwrócił" - stwierdziła pani Barbara w rozmowie z Klaudiuszem Slezakiem. Oficer prasowy policji Warszawa-Śródmieście Robert Koniuszy, pytany przez reportera Polsat News o komentarz do tego zdarzenia powiedział jedynie, że trwają czynności sprawdzające oraz, że "policjanci zachowali się właściwie". Podkreślił także, że zadaniem policji w tym miejscu była ochrona VIP-ów, a nie protestujących. Informacje o incydencie i o zachowaniu policji potwierdziła partia Razem w oświadczeniu opublikowanym na portalu społecznościowym. Poszkodowana kobieta zapowiedziała dalsze działania w sprawie incydentu.