Gazeta przypomina, że to obecna marszałek <a href="http://www.fakt.pl/tag/sejm">Sejmu,</a> a była <a href="http://www.fakt.pl/tag/minister">minister</a> zdrowia <a href="http://www.fakt.pl/tag/ewa-kopacz">Ewa Kopacz</a> i obecny wojewoda małopolski, były szef MSWiA <a href="http://www.fakt.pl/tag/jerzy-miller">Jerzy Miller</a> w 2011 roku wdrażali projekt SWD - "System Wspomagania Dowodzenia" i połączone z tym scentralizowanie ratownictwa medycznego. Projekt wszedł w życie z początkiem 2012 roku i niemal od razu zaczęły się problemy. Dlaczego? To wyjaśnia w rozmowie z "Faktem" Jarosław Zapała, były pracownik pogotowia ratunkowego, który przez 17 lat wykonywał zawód <a href="http://www.fakt.pl/tag/ratownik">ratownika</a> medycznego i dyspozytora. On i wielu innych mających fachową wiedzę alarmowali władze o niebezpieczeństwach związanych z wprowadzeniem <a href="http://www.fakt.pl/tag/reforma">reformy</a>."System polega na tym, że dyspozytor wysyła dane na specjalny tablet do karetki. Tablet jest wyposażony w system <a href="http://www.fakt.pl/tag/gps">GPS</a>, który często myli kierunki czy adresy" - opowiada Zapała. W wielu miejscowościach zlikwidowano dyspozytornie <a href="http://www.fakt.pl/tag/pogotowie">pogotowia</a>. Teraz zamiast dodzwonić się do pogotowia w rodzinnej miejscowości, trzeba dzwonić do centrali. "Dopiero centrala informuje karetkę o potrzebie dojechania do pacjenta w miejscowości oddalonej od tej właściwej często kilkadziesiąt kilometrów" - ujawnia w "Fakcie" Jarosław Zapała.