Nowy szpital ma przez to ponad 10 milionów złotych długu. Pracownicy i dyrekcja placówki od wielu miesięcy bezskutecznie domagają się rozmów z Funduszem. Zdesperowani zaczęli okupację starostwa powiatowego. Chcą, by wreszcie potraktowano ich poważnie. Ponieważ dyrektor gdańskiego oddziału NFZ nie chce z nimi rozmawiać, a próba kontaktu z nim zakończyła się interwencją policji, pracownicy szpitala oczekują, że przyjedzie do nich sam prezes NFZ. - Nie ma żadnych reakcji, nie odpowiadają na nasze pisma, prośby, groźby, będziemy okupować do momentu podjęcia decyzji przez pana Tokarczyka, co do przyjazdu do Chojnic i podjęcia rozmów z komitetem i z dyrekcją - zapowiada przewodniczący komitetu protestacyjnego Jerzy Megier. Szpitalowi należą się pieniądze. Wybudowano go za 140 mln zł, bo stary był ruiną. Teraz lecznica jest jedną z najnowocześniejszych w Polsce. Jej organizacja i wyposażenie było wcześniej uzgadniane z Ministerstwem Zdrowia, by nie budować na wyrost. Teraz jednak NFZ płaci tak, jak za o wiele mniejszy, stary szpital. - Finansowanie jest do dziś jest identyczne, jak na starym obiekcie. Przybyły trzy oddziały. W tych oddziałach pracują lekarze, pracują pielęgniarki, inny personel, są leczeni pacjenci. Nie ma finansowania za usługi świadczone na tych oddziałach - skarży się dyrektor Leszek Bona. Dodaje też, że tylko w ciągu pierwszego półrocza szpital stracił na tym ponad 4 mln zł. Z miesiąca na miesiąc dług placówki rośnie.