pójdzie do pana premiera i zapyta o stanowisko rządu. Bo jeżeli po raz kolejny mamy spotykać się z festiwalem propozycji, deklaracji, obietnic szefa LPR, który pokazuje, że prawie serce na dłoni ma dla nauczycieli, ale jest jeszcze premier, z którym on się musi liczyć, to niech najpierw pójdzie do premiera, porozmawia z premierem, a dopiero potem pójdzie do nauczycieli - podkreśla . Broniarz mówi, że nauczyciele domagają się 20-procentowej podwyżki płac od stycznia 2008 roku, rozłożonej na 2 lata. Dodaje, że być może te procenty mogą szokować, ale kwota bazowa, od której liczymy te 20 procent jest na skandalicznym poziomie i tutaj pan premier jest zgodny z nami - tak nie może zarabiać nauczyciel. Szef NZN nie zgadza się z szacunkowymi danymi ministra edukacji, według którego we wczorajszym strajku nauczycieli udział wzięło około 23 procent nauczycieli. Zdaniem ZNP, strajk był na poziomie 40-45 procent - twierdzi Broniarz. Posłuchaj Kontrwywiadu: Kamil Durczok: Związek Nauczycielstwa Polskiego nie jest zdolny do ogólnopolskiej akcji. Strajkuje może 23 procent różnych placówek - powiedział minister edukacji Roman Giertych. Co w tej sytuacji na liczby odpowiada szef ZNP? Sławomir Broniarz: Nawet jeśli byśmy przyjęli, że wielkości podawane przez ministra Giertycha są prawdziwe, choć naszym zdaniem nie oddają rzeczywistego obrazu strajku, to przypomnę, że jeżeli miałoby strajkować 23 procent, to strajkowało ponad 150 tys. nauczycieli, tj. około 10 tysięcy szkół i placówek oświatowych. A ile - pańskim zdaniem- rzeczywiście strajkowało? Zdaniem ZNP, biorąc pod uwagę, że liczymy urzędy dyrektora, bo z nimi wchodziliśmy w spór zbiorowy, ten strajk był na poziomie 40-45 procent. Nawet, jeśli przyjąć, że prawdziwe są pańskie diagnozy, a nie ministra Giertycha, to jak pan sądzi - dlaczego co drugi nauczyciel nie strajkował? Z wielu powodów - zwykłego, ludzkiego strachu - strachu, który powoduje, że nauczyciele w okolicach Opoczna od stycznia nie dostali podwyżek płac, mimo że w całym kraju był obowiązek wypłacenia tych podwyżek. Nie dostali podwyżek, a tym samym nie dostali wyrównań. Siedzą i nic nie mówią, bo boją się o pracę. Wiceminister edukacji wysyłał listy do szkół noszących imię Jana Pawła II, apelując o to, aby nauczyciele, pracownicy tych szkół powstrzymali się od strajku. Także dlatego, że wiceminister Kłosowski jeździł po kraju i apelował, aby od strajku odstąpiono - tego rodzaju działań było sporo, plus, to co wynika z pewnej inercji, pewnego przekonania, że najlepiej niech to załatwi Warszawa, a my będziemy siedzieli cicho. Tej odwagi nie brakowało żeby, jak twierdzi opolski kurator oświaty, zastraszać rodziców i mówić im, aby zostawili dzieci w domach, bo będzie strajk. Panu kuratorowi opolskiemu polecam lekturę ustawy o systemie oświaty, bo dobrze, aby na tym urzędzie znał ramy prawne, w których funkcjonuje. Zwracam uwagę na to, że wszelkie sondaże robione od kilku tygodni, pokazywały wyraźnie, że rodzice są po stronie nauczycieli. Tym bardziej, że ten strajk był wcześniej zapowiadany i apelowaliśmy do rodziców. Śląskie porozumienie rodziców, ogólnopolska organizacja skupiająca rodziców wysłała apel do prezydenta, premiera, także ZNP, w którym solidaryzuje się z naszym protestem - to była dla nas fantastyczna rekomendacja. Nie będzie podwyżek w tym roku, a już na pewno nie będzie ich pod presją strajku - powiedział wczoraj premier. O co właściwie państwo walczą w tej sytuacji? Po pierwsze - sprostowanie. ZNP, poza grupą nauczycieli najgorzej zarabiających, a więc tych po SN-ie, tych, którzy są nauczycielami praktycznej nauki zawodu, bez których nie istnieje szkolnictwo zawodowe, dla których o podwyżkę płac ubiegamy się od 2007 roku, mówi wyraźnie: Domagamy się znaczącego, skokowego wzrostu wynagrodzeń od 1 stycznia 2008 roku. Pan premier nie wiedział, że nie chcecie podwyżek w tym roku? Na spotkaniu z premierem to także było wyartykułowane - to spotkało się z dosyć sympatyczną dla nas reakcją pana premiera, który stwierdził, że postulaty ZNP są wyważone, zracjonalizowane i nie stanowią skoku na kasę.