Zachorowała, kiedy miała 8 miesięcy. Swoje pierwsze kroczki stawiała już na onkologii. Zaczęło się od niewielkiego zgrubienia między łopatką, a kręgosłupem. Wstępne badania mówiły o niegroźnej zmianie - włókniaku albo naczyniaku. Sugerowano nawet, aby tego nie wycinać, nie sprawiać dziecku niepotrzebnego cierpienia. "Z tym, że my chcieliśmy mieć pewność i gdyby nie to, naszej córeczki już by pewnie z nami nie było. Zabraliśmy Anastazję do onkologa. Z gabinetu wychodziliśmy już ze skierowaniem na oddział. Załamani, zalani łzami, z naszym 8-miesięcznym, śmiertelnie chorym dzieckiem na rękach" opisuje mama Anastazji. Okazało się, że dziewczynka jest chora na neuroblastomę IV stopnia, nerwiaka zarodkowego. To jeden z najgorszych i najbardziej złośliwych nowotworów, atakujących głównie małe dzieci. Leczenie dziewczynki było dla niej wielkim cierpieniem. "Chemia spaliła przełyk, Nastusia cierpiała. Robiliśmy wszystko, by tylko nie płakać przy niej, by nie widziała naszych łez... Niedawno zakończyliśmy radioterapię. Nastusia przeszła cykl 14 naświetlań. Przed nami ostatni etap leczenia. Etap, za który musimy zapłacić z własnej kieszeni..." pisze mama dziewczynki. Anastazja została zakwalifikowana do immunoterapii przeciwciałami anty-GD2. Na dziś to jedna z najskuteczniejszych metod leczenia Neuroblastomy. Do 12 listopada trzeba wpłacić 700 tys. zł! Rodzice proszą o pomoc w tej strasznej walce o życie córki. Więcej: <a href="https://www.siepomaga.pl/anastazja">Tutaj</a>