Zaproszony do kraju przodków Borys Rudnicki chce go teraz jak najszybciej opuścić. Powód jest prozaiczny: brak środków do życia. Z obiecanych mu przez lokalne władze mieszkania i pracy zapewniono mu jedynie to pierwsze - podaje "Kurier Poranny". Przez cały czas pozostawał bezrobotny, mimo że jest wykwalifikowanym lekarzem specjalistą z odbytym stażem. Potem jego skromną rentę przed pięcioma laty okrojono z 500 do 116 złotych. Nie pomogły prośby o pomoc 52 letniego dziś repatrianta. Urząd miejski pozostawał niewzruszony. Mimo swych starań mężczyzna został pozostawiony sam sobie. Pomógł mu jedynie Związek Sybiraków. Jak podaje gazeta mężczyzna żyje tylko dzięki trosce tej organizacji. Lokalne władze zdaja się nie dawać wiary problemom mieszkańca ich miasta. Co więcej kierownik Urzędu Stanu Cywilnego winą za taki los obarcza samego Rudnickiego. Mieczysław Mejsak wprost oskarża repatrianta o postawę roszczeniową, twierdząc że wysuwał same żądania, a nawet nie nauczył się języka polskiego. Tyle tylko, że reporterzy gazety rozmawiali z gościem z Kazachstanu... po polsku. Nietrudno się dziwić rozgoryczeniu Rudnickiego. Dlaczego nie dano mu szansy? Przecież właśnie z Białegostoku pochodzą jego przodkowie. Wszystko wskazuje na to, że jest tylko niewygodnym repatriantem, któremu pozostaje powrót do Kazachstanu. Po co w takim razie zapraszała go, cierpiąca na zanik pamięci o mieszkańcach, władza lokalna - zastanawia się dziennik.