Zadano mu ponad dwadzieścia ciosów nożem, a powodem awantury i ataku była odmowa poczęstowania papierosem. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura domagała się dożywocia, przyjmując, że miało miejsce zabójstwo. Sąd zmienił jednak kwalifikację prawną czynu, uznając, że doszło do pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Orzekł maksymalną karę za taki czyn. Jak uzasadniała sędzia Izabela Komarzewska, nie udało się bowiem udowodnić w śledztwie i procesie, który z oskarżonych używał noża. Możliwe były bowiem aż trzy warianty: że obaj użyli tego samego noża przekazując go sobie lub, że jeden z nich go używał w bójce. Obaj skazani zaprzeczali, że noża użyli, a zeznania świadków i inne dowody nie dały jednoznacznej odpowiedzi, kto zadawał ciosy. Jak zaznaczyła sędzia, w tej sytuacji nie byłoby sprawiedliwe skazanie obu oskarżonych za zabójstwo, bo mogłoby dojść do skazania za to osoby, która go nie popełniła, nie ma bowiem pewności, czy obaj mężczyźni zadawali ciosy nożem. Stąd kwalifikacja, że było to pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a noża używał przynajmniej jeden ze sprawców, gdy drugi godził się na to. Sąd zaznaczył, że nie znalazł dla skazanych żadnych okoliczności łagodzących, stąd najwyższe możliwe wyroki przy takiej kwalifikacji prawnej. Sędzia Komarzewska podkreśliła, że do śmierci 27-letniego mężczyzny doszło "bez powodu", awantura została wywołana przez oskarżonych, liczba ciosów wskazuje na agresję i bezwzględność sprawców. Tragedia miała miejsce ponad rok temu na przystanku w centrum miasta. Wcześniej w autobusie wywiązała się kłótnia między późniejszą ofiarą, jego 19-letnim kolegą i oskarżonymi mężczyznami w wieku 20 i 28 lat. Awantura nie wygasła na przystanku. Zaatakowany nożem mieszkaniec Sokółki, mimo reanimacji prowadzonej przez załogę pogotowia ratunkowego, a potem w szpitalu, zmarł. W procesie odpowiadała też dziewczyna, u której po bójce jeden z oskarżonych ukrył się. Pomogła mu uprać zakrwawione ubranie. Tam też mężczyzna został zatrzymany - do mieszkania doprowadził policjantów pies. Sąd skazał dziewczynę na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Uniewinnił ją jednak od zarzutu niepowiadomienia policji o zdarzeniu.