Dla Krzysztofa Bednarza prekursorski zabieg to jedyna szansa na odzyskanie władzy w nogach i szybki powrót do pełnej sprawności. - Pacjent trafił do nas z bardzo poważnym, ''wybuchowym'' złamaniem drugiego kręgu lędźwiowego, ze znacznym przemieszczeniem odłamków do kanału kręgowego - tłumaczy lek. med. Walery Sienkiel, ortopeda traumatolog ze Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie, który podjął się nowatorskiej operacji. Spadłem z 5 metrów - Wyszedłem na drabinę, żeby poprawić antenę. Spadłem z wysokości 5 metrów. Nie mogłem się ruszać, a ból do tej pory jest nie do zniesienia. Okazało się, że mam złamany kręgosłup - opowiada tuż przed operacją 36-letni Krzysztof Bednarz z Jeżowego. Gdyby nie nowatorski zabieg, tak groźny upadek skończyłby się dla mężczyzny porażeniem. Musiałby leżeć od 4 do 6 miesięcy w gorsecie, zanim kręgi zrosłyby się. Istniała też groźba przemieszczenia odłamów zmiażdżonego kręgu podczas długotrwałej rehabilitacji, a pozostałością po wypadku byłaby widoczna krzywizna kręgosłupa. Lepsze dwa w jednym - Podczas trwającego około 5 godzin zabiegu wstawiliśmy najpierw protezę kręgu (tytanowy koszyk wypełniony przeszczepami kostnymi), otwierając pacjenta ''z przodu''. Jednak złamanie było tak poważne, że musieliśmy jeszcze wykonać tylną stabilizację transpedikularną. Żeby zmniejszyć inwazyjność bardzo rozległego zabiegu, śruby i pręty stabilizujące kręgosłup od tyłu wprowadziliśmy przezskórnie, stosując metodę małoinwazyjną. Ten etap operacji śledziliśmy na monitorze pod kontrolą rentgena - wyjaśnia doktor Sienkiel. Prekursorskie połączenie metod zastąpiło dwie bardzo rozległe operacje. Dzięki temu pacjent powróci do zdrowia dużo szybciej i będzie miał tylko jedną bliznę po wszczepieniu koszyka. URSZULA PASIECZNA