Zdarza się, że ponad 90 proc. studentów nie zdaje pierwszego egzaminu, i jak mówią, to nie zawsze z powodu braku wiedzy. Twierdzą, że bardzo często wszystko zależy od ''widzimisię'' wykładowcy, którzy, jak się wydaje, zapomnieli, że kiedyś sami byli studentami. Jeden z wykładowców zamiast pytać studentów z prawa karnego, pytał, czy oglądali... film z Harrym Potterem, po czym niektórym polecił zmianę kierunku. Aby uniknąć takich sytuacji, studenci chcą, aby egzaminy były monitorowane. - Słyszy się wśród kolegów z uczelni, że np. wykładowca w trakcie ustnego sugeruje studentowi, aby udał się do bankomatu lub do kantorka, nikt nie ma wątpliwości, że chodzi im o łapówkę - mówi Katarzyna, studentka jednej z rzeszowskich uczelni. - Zwykle podczas egzaminu ustnego w sali egzaminacyjnej oprócz wykładowcy znajdują się trzy osoby, ale to nie przeszkadza, żeby padały takie komentarze. W sytuacji narastającej fali skarg od studentów podejrzewających, że ich ocena na egzaminie jest częściej wynikiem potrzeb finansowych uczelni niż ich wiedzy, rejestrowanie przebiegu odpytywania może być jedynym dowodem jego faktycznego przebiegu i dla nas, i dla wykładowców - argumentują studenci. Od dawna wspomina się różnych zwariowanych wykładowców, którzy podczas egzaminu obserwowali aulę, siedząc na krześle umieszczonym na ławce, lub zaliczali tylko te kolokwia, które udało im się złapać po wcześniejszym podrzuceniu ich do góry. Są jednak granice dobrego wychowania, których ludzie wykształceni i z tytułami nie powinni przekraczać. EWA TYLUS, PAULINA BAJDA