Sąd Apelacyjny zgodził się oceną sądu okręgowego, który uznał, że w sprawie jest cały szereg wątpliwości, które należy rozstrzygać na korzyść lustrowanego. Nie zachowały się np. żadne pokwitowania świadczące o przyjęciu przez S. pieniędzy od SB. Ocalał jedynie mikrofilm, jednak na jego podstawie biegły nie był w stanie z całą pewnością stwierdzić, że widnieją na nim podpisy lustrowanego. - Prawo wyraźnie mówi, że jeżeli są wątpliwości, to nie można ich rozstrzygać na niekorzyść oskarżonego, czy w tym wypadku lustrowanego. A tutaj wątpliwości nie zostały rozwiane, więc zapadł właśnie taki wyrok - powiedział rzecznik sądu apelacyjnego Roman Skrzypek. Stanisław S. powiedział, że nie chce komentować sprawy. Powiedział, tylko że jest zadowolony, iż sprawa już się zakończyła. - Mogę powiedzieć jedynie, że prokurator zachowywał się tak, jakby nie słyszał świadków, nie widział dowodów. To mi się nie podoba - dodał. O kłamstwo lustracyjne szefa delegatury <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nik,gsbi,25" title="NIK" target="_blank">NIK</a> w Rzeszowie oskarżył w czerwcu ub. roku Instytut Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Według IPN dowody zebrane w toku weryfikacji oświadczenia lustracyjnego Stanisława S. "dały podstawy do powstania wątpliwości, co do jego zgodności z prawdą". Według IPN S. był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, o pseudonimie "Robin". Miał być wykorzystywany do rozpracowywania opozycjonistów, takich jak Jacek Kuroń czy <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-adam-michnik,gsbi,2074" title="Adam Michnik" target="_blank">Adam Michnik</a>. Werbując go, SB miała użyć szantażu obyczajowego. Ponadto S. miał rzekomo przyjąć od SB pieniądze. Prokurator IPN żądał dla S. 10-letniego zakazu pełnienia funkcji publicznych i startowania w wyborach. Obrońca wnosił o uznanie, że S. złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne. W czasach PRL-u związany był ze środowiskiem opozycyjnym, za co m.in. stracił pracę na Uniwersytecie Warszawskim i Śląskim. Stanisław S. rzeszowską delegaturą NIK kieruje od początku lat 90. W 2005 r. tygodnik "Wprost" napisał, że był tajnym współpracownikiem SB. S. zaprzeczał wtedy tym doniesieniom.