- To nie tak miało być. Obiecywano rozwiązanie tych spraw na szczeblu centralnym, a znowu okazało się, że wszystko wraca do pracodawców - mówi Zbigniew Strzelczyk, dyrektor szpitala w Kolbuszowej. - Lekarze nie chcą przechodzić na kontrakty pełne, my nie mamy pieniędzy na satysfakcjonujące ich podwyżki, a każde naruszenie dyrektywy o czasie pracy narazi nas na odpowiedzialność administracyjno-karną. Koło się zamyka, a my jesteśmy w punkcie wyjścia. Ministerstwo zdrowia obiecuje, że pieniądze na sfinansowanie nowych zasad organizacji dyżurów lekarskich będą, kidy skończy się rok obrachunkowy NFZ, czyli za około trzy, cztery miesiące. Do szpitali miałoby trafić wtedy ponad 1 mld zł. Lekarze nie chcą czekać - Pani minister obiecuje nam różne rzeczy, nawet 11 tys. zł miesięcznie. W ten sposób ja mogę obiecać jej działkę na Księżycu - mówi Zdzisław Szramik, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Podkarpaciu. Dyżury powierzyć rezydentom i stażystom Jeżeli nie będzie zgody na pracę ponad ustawowy wymiar, w szpitalach zabraknie lekarzy. Żeby wyrazili taką zgodę, dyrektorzy muszą znaleźć środki na podwyżki, zaciągając kredyty. Jednak, zdaniem minister Kopacz, ten problem można rozwiązać, powierzając pełnienie dyżurów młodym lekarzom albo zawierając z lekarzami kontrakty na pełnienie dodatkowych dyżurów. - Ogłosiliśmy konkurs. Czekamy, czy lekarze złożą swoje oferty. Jeżeli tak, będziemy kupować określone świadczenia w poszczególnych NZOZ-ach - mówi Bernard Waśko, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Rzeszowie. - To jedyna propozycja pozwalająca uniknąć systemu zmianowego. Anna Moraniec