Jeździsz więc ostrożnie i uważasz na prędkość, żeby znów nie wpaść. Czekasz na list z kosztownym zdjęciem. Tygodnie mijają... i nic. Przesyłka nie nadchodzi. - Być może nie nadejdzie w ogóle - mówi nadkom. Mariusz Skiba, rzecznik prasowy podkarpackiej policji. - Od niedawna przy drogach regionu pracuje bowiem fotoimitator. Urządzenie to nie rejestruje wykroczeń. Jeżeli w jego obiektywie znajdzie się zbyt szybko jadący samochód, to uruchamiany jest flesz i kierowca widzi błysk taki sam jak przy robieniu zdjęcia. Tańszy sposób na piratów Normalny fotoradar kosztuje od 110 do 140 tys. zł. Jego fantom tylko 8 tys. zł, bowiem w skrzynce znajduje się tylko radarowy miernik prędkości i to w uproszczonej wersji. Nie ma drogiej optyki i urządzenia rejestrującego. Nie ma też sterującego całością komputera z kosztownym oprogramowaniem. - Jest też dużo tańszy w eksploatacji - dodaje Mariusz Skiba. - Nie wymaga bowiem homologacji ani okresowych kontroli technicznych. Nie przynosi też dochodów do budżetu państwa, bo za błysk flesza nikt mandatu nie płaci. Przede wszystkim prewencja - Zależy nam przede wszystkim na zapobieganiu wypadkom - wyjaśnia Mariusz Skiba. - Represja, czyli mandaty, to sprawa drugorzędna. Można liczyć na to, że kierowca, który ujrzy błysk ze skrzynki, będzie jeździł uważniej, by już więcej nie obciążać domowego budżetu. Jest to też recepta na kierowców posługujących się antyradarami. Antyradar na obecność fotoimitatora reaguje tak jak na fotoradar. Drogowi cwaniacy są ostrzegani przez antyradar, że w skrzynce jest urządzenie pomiarowe i przez CB-Radio podają informację o tym innym. Wszyscy jeżdżą ostrożniej. Gdy zobaczysz błysk Czy wprowadzenie fotostraszaka oznacza, że kierowca, który zobaczy błysk flesza, może się nie obawiać mandatu? Niestety, nie. Podkarpacka policja ma obecnie 8 fotoradarów, które robią kosztowne zdjęcia, i jeden fantom, który zdjęć nie robi. Gdy więc z przydrożnego słupa błyśnie flesz, to raczej możesz spodziewać się mandatu, choć nie zawsze go otrzymasz. krokosz