48-letni Wiesław zmarł 2 listopada ubiegłego roku. Rodzina mężczyzny do dziś nie może się jednak pogodzić ze śmiercią, której można było uniknąć. Przypomnijmy, jak doszło do tragedii. Dramat rozegrał się tuż przy placu Bartosza Głowackiego w Tarnobrzegu w Dzień Zaduszny rok temu. Pan Wiesław był rencistą, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się zasłabnąć na ulicy. To był pierwszy raz. - Mąż leżał na chodniku i charczał. Ludzie widzieli, że umierał. Wezwali karetkę, ale na pierwsze wezwanie pogotowie nie zareagowało - mówiła, nie kryjąc ogromnego żalu żona pana Wiesława. - Wzięto mojego męża za pijaka, któremu nie należy się pomoc. Dyspozytorka uznała, że mężczyznę powinien najpierw zobaczyć patrol policji. Gdy mundurowali podjechali i potwierdzili, że potrzebujący pomocy mężczyzna jest trzeźwy, dopiero wysłała karetkę. Wszystko trwało około 30 minut. Niestety, na pomoc było już za późno - 48-latek zmarł. Rodzina pana Wiesława oskarżyła dyspozytorkę Szpitalnego Oddziału Ratunkowego o doprowadzenie do tragedii i skierowała sprawę do prokuratury. W piątek przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu zapadł wyrok w tej bulwersującej sprawie. Sąd uznał, że dyspozytorka Anna B. nie podjęła na czas decyzji o wysłaniu karetki, choć ambulans stał przed szpitalem i uznał ją za winną. Kobieta usłyszała wyrok roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Wyrok nie jest prawomocny. Małgorzata Rokoszewska