Potrzebna była krew o grupie ARh-. SMS krążył wśród właścicieli telefonów komórkowych. W końcu okazało się, że ktoś zrobił głupi żart. Nie było umierającego dziecka, nikt nie potrzebował krwi, a podany numer nie istnieje. ''Roześlij gdzie możesz - to bardzo ważne. Poszukiwana jest krew grupy ARh- dla umierającego dziecka. Nr tel. 604 947 367 tej rodziny. Prośba o pomoc.'' To właśnie tego SMS-a dostawali od piątku mieszkańcy Podkarpacia. Z drugiej wersji tej wiadomości wynikało, że dziecko jest z Przemyśla. Podany numer telefonu sprawdzili tylko nieliczni. I to oni jako pierwsi przekonali się, że apel jest nieprawdziwy. Większość rozsyłała wiadomość dalej, mając nadzieję, że uda się pomóc potrzebującemu maluchowi. Szturm na punkty krwiodawstwa Regionalne punkty krwiodawstwa przeżywały oblężenie osób, które chciały oddać krew. W Przemyślu w sobotę, gdy stacja jest nieczynna, przyszło ok. 30 osób. Podobnie było w Rzeszowie. Na miejscu dowiadywali się, że zostali wprowadzeni w błąd. - W magazynie jest krew o tej grupie - wyjaśnia Mieczysław Mitkowski, zastępca dyrektora Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie. - A nawet jeśli brakuje nam krwi, to informacje o tym umieszczamy na naszej stronie internetowej, w gazetach regionalnych albo po prostu dzwonimy do naszych krwiodawców. Tak było w przypadku krwi dla Agaty Mróz. Z pewnością nie rozsyłamy takich próśb sms-em do przypadkowych osób. To nie przestępstwo, ale... Niestety, w tym przypadku nie można jednoznacznie stwierdzić, czy był to żart, czy może ktoś chciał w ten sposób zarobić. - W działaniu tej osoby nie dopatrujemy się przestępstwa ani wykroczenia - twierdzi komisarz Mariusz Skiba, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - Jednak ten temat znamy i interesujemy się nim. Gdyby była konieczność ustalenia takiej osoby, jest to pracochłonne, ale możliwe. Jeśli żart, to nieśmieszny Okazuje się, że takie fałszywe apele pojawiają się przynajmniej dwa razy w roku. Honorowi krwiodawcy, którzy znają procedury, rzadko reagują na takie SMS-y. Natomiast zwykli ludzie często dają się nabrać. - To smutne, że takie rzeczy się zdarzają. Bo jeśli ktoś raz się zrazi, to następnym razem nie zareaguje - uważa Ryszard Szyszka, przewodniczący Koła Honorowych Dawców Krwi PCK przy WSK w Rzeszowie. ANNA OLECH