W nocy z wtorku na środę nocowali w miejscu, gdzie co tydzień handlują. Bali się, że rankiem Straż Miejska nie pozwoli im rozłożyć straganów. Dzień wcześniej zobaczyli tablicę zabraniającą handlu. Napis na niej informuje, że teraz jest tu parking, a sprzedawcy karani będą grzywną. I rzeczywiście. Władze miasta nie od dziś chcą, by w miejsce, które co środę zajmują Bułgarzy, wrócił parking. Był tutaj przed laty, ale na czas remontu zielonego rynku został zamieniony w rezerwowy plac handlowy. I tak zostało. Najwięcej na nim Bułgarów, Todor Orkisz mówi, że jest ich prawie 70. Większość z nich mieszka w Dębicy, albo okolicznych miejscowościach. Mają rodziny, działalnością handlową - legalną, co wszyscy podkreślają - zarabiają na ich utrzymanie. Kokosów z tego nie ma, ale można wyżyć. Plan władz Dębicy jest taki: zabrać Bułgarów z parkingu, niech handlują na placu przy stadionie Wisłoki. Niby nie problem, bo miejsca tam dużo i od zielonego rynku to nie więcej, niż kilometr. Ale Bułgarzy widzą to inaczej. Po pierwsze boją się reakcji kibiców. Bo Polska to tolerancyjny kraj, ale najczęściej tylko w teorii. Obcy, a zwłaszcza kolorowi mają wielu wrogów. I Dębica nie jest wyjątkiem. - Kto nam zapewni bezpieczeństwo? - pyta młoda kobieta. Po drugie bułgarscy handlarze mają wątpliwości, czy ich klienci pójdą za nimi na oddalony od centrum plac. - Tak już kiedyś było. Handlowałem tam ja z bratem i Ukraińcy. Po dwóch tygodniach wróciliśmy tutaj, bo nie miał kto kupować - wspomina Orkisz. Bułgarów popierają ich koledzy po fachu - Polacy. Żadnemu z handlujących w sąsiedztwie ich obecność nie przeszkadza. Za tym, by zostali przy zielonym rynku są także klienci. Tylko w jeden dzień handlarze zebrali ponad 1000 podpisów ludzi odwiedzających targowisko. - Nasi też pracują za granicą, niech pozwolą tym uczciwie pracować u nas - mówi starsza pani kupująca jabłka. Burmistrz Paweł Wolicki problem zna. I widzi dwa rozwiązania. Pierwsze - przeniesienie na plac przy stadionie - nie podoba się Bułgarom. Druga opcja to taka, by radni uchwałą zmienili przeznaczenie parkingu na miejsce do handlowania. Ale prawie pewne jest, że takie rozwiązanie oprotestują handlowcy z Manhattanu. To oni zwrócili się do Ratusza, by parkingowi przywrócić pierwotne przeznaczenie. - I ja się im nie dziwię, bo raz, że nie mają, gdzie zaparkować, a dwa, że to dla nich konkurencja - mówi Wolicki. I szybko dodaje, że Bułgarom też się nie dziwi i rozumie, że walczą o swoje interesy. Twierdzi, że już im poradził, żeby zwrócili się do Rady Miejskiej o przygotowanie stosownej uchwały. Pytanie tylko, czy rajcy będą przychylni kupcom z zagranicy, wiedząc, że mogą narazić się sprzedawcom stąd. Co do tego, ci drudzy pełni są obaw. Twierdzą, że z ich stanowiskiem i potrzebami nikt w mieście się nie liczy. Padają głosy o dyskryminacji i rasizmie. - Nie ma mowy o rasizmie. Ale musimy widzieć również interes kupców z Manhattanu, którzy ponoszą o wiele większe koszty działalności - mówi radny Jerzy Gągała. Bułgarzy zapowiadają, że będą protestować, bo dla nich handel przy zieleniaku oznacza być, albo nie być. Byli obecni na posiedzeniu Rady Miejskiej 8 kwietnia. Wręczyli przewodniczącemu Stefanowi Bieszczadowi petycję w tej sprawie. Ten obiecał ją rozpatrzyć. Agnieszka Majba-Pochwat