Jak powiedziała prokurator Maria Kostrzewa-Jelonek z Prokuratury Rejonowej w Strzelcach Opolskich, kobieta przyznała się do winy i zdecydowała dobrowolnie poddać się karze. Proponowany wymiar kary, zaakceptowany przez nią, to dwa lata i dwa miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata, grzywna w wysokości 2 tys. zł, zakaz zajmowania stanowisk związanych z kierowaniem ruchu na kolei na cztery lata, pokrycie kosztów i opłat sądowych. Kara, którą za nieumyślne spowodowanie katastrofy kolejowej przewiduje kodeks, to od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Zezwoliła na wjazd lokomotywie Prok. Kostrzewa-Jelonek dodała, że błąd 25-letniej dróżniczki polegał na tym, iż zezwoliła ona na wjazd na stacji w Błotnicy Strzeleckiej lokomotywie, należącej do firmy transportowej, ciągnącej drugą taką maszynę, na tor, na którym znajdował się już pociąg sieciowy <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-pkp,gsbi,2370" title="PKP" target="_blank">PKP</a> Energetyka, czyli pojazd techniczny kolei. Lokomotywy najechały na stojący skład, przesunęły go, doszło też do wykolejenia maszyn. Obrażenia odniosły cztery osoby W zdarzeniu, które miało miejsce w styczniu, obrażenia odniosły cztery osoby. Trzy z nich miały obrażenia lekkie, stan jednej wymagał hospitalizacji powyżej siedmiu dni. Straty PKP Energetyka wyliczyła na ponad 1,6 mln zł, a prywatnej firmy transportowej - na nie mniej niż 450 tys. zł. Po wypadku ruch pociągów na trasie Strzelce Opolskie-Gliwice w Błotnicy Strzeleckiej przywrócono następnego dnia rano. Sprawę badała też komisja kolejowa, która wskazała błąd pracownicy stacji. Rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu sędzia Waldemar Krawczyk poinformował, że akt oskarżenia ws. dyżurnej ruchu wpłynął do Sądu Rejonowego w Strzelcach Opolskich. Termin posiedzenia nie został jeszcze wyznaczony.