Dla zwiedzających przygotowano szereg atrakcji, w tym pokazy tradycyjnego rzemiosła - kucia żelaza, lepienia garnków z gliny, tkania na krosnach czy wyplatania z wikliny. - Można śmiało powiedzieć, że te umiejętności to ginące zawody. Mamy tylko jednego wikliniarza, i na razie nie widać jego następców. Nieco lepiej jest z kowalami i garncarzami, bo na ich usługi ciągle jest popyt - powiedziała Ewa Grodek, kierownik działu udostępniania i edukacji muzeum. Na scenie ustawionej w skansenie prezentowały się zespoły folklorystyczne, w zabytkowym kościółku odbyło się nabożeństwo z poświęceniem palm wielkanocnych, a najmłodsi uczestniczyli w konkursach związanych z tradycjami wielkanocnymi Śląska Opolskiego - w tym w zawodach "kulania jajec do ducki". - Chodzi o stoczenie jajka z górki i trafienie nim do wykopanego dołka. Wbrew pozorom nie jest to proste, bo jajko okrągłe nie jest - podkreśliła Grodek. Akcenty <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-wielkanoc,gsbi,4121" title="wielkanocne" target="_blank">wielkanocne</a> - różnych rozmiarów jajka, zajączki i baranki - były obecne nie tylko na licznych straganach oferujących wyroby rękodzieła artystycznego i ludowego. - Staramy się kultywować tradycje wielkanocne. W trzech chałupach można podglądać panie, które tradycyjnymi metodami wykonują kroszonki i pisanki - relacjonowała kierownik. Według ocen organizatorów, przez tereny bierkowickiego skansenu przewinęło się w niedzielę ponad 10 tys. ludzi. - Być może nawet zbliżyliśmy się do rekordu sprzed dwóch lat, kiedy - przy pięknej pogodzie - odwiedziło nas ponad 12 tys. gości - zaznaczyła Grodek.