Właśnie tyle osób nie zjawiło się wczoraj rano w pracy, a jako powód absencji wszyscy podali silną biegunkę, która nie pozwoliła im wyjść z domu. Ofiar pechowego poczęstunku może być jeszcze więcej, gdyż w obiedzie uczestniczyło około 70 pracowników - pisze "Nowa Trybuna Opolska". "Nie mam pojęcia, czym mogliśmy się struć" - powiedział Piotr Kaczor, dyrektor marketu. "Przypuszczam, że były to grzyby. Ja też stałem się ofiarą tego posiłku, dotkliwie odczułem go na sobie, ale przyszedłem do pracy, by stawić czoło trudnościom". Obiad przygotowała opolska restauracja "Zagłoba". Biegunki dostali głównie ci, którzy zdecydowali się na sznycel z grzybowym farszem. "Pracownicy dzwonili rano i mówili, że nie przyjdą, a ja już nawet nie kazałem im się tłumaczyć, bo z góry było wiadomo, o co chodzi" - dodaje Piotr Kaczor. "Już o 8. rano powiadomiliśmy sanepid, skąd około godziny 11. przyszli trzej pracownicy i pobrali próbki z obiadów. Część z nich zostawiliśmy bowiem w termosach-lodówkach dla pracowników drugiej zmiany. Czekamy, jaki będzie wynik badań". Zdaniem dyrektora Kaczora, nikt z klientów nie zauważył nagłego ubytku personelu, gdyż kasy obsługują ludzie zatrudniani przez firmy zewnętrzne. A w pozostałych działach inaczej rozplanowano pracę.